Logo tylkoskoki

Retka

Krzysztof Retka największe sukcesy odnosił jako junior. Po zdobyciu medali mistrzostw Polski i Halowego Pucharu Polski w tej kategorii, zdecydował się zrezygnować z koni. Teraz powrócił na parkury i tym samym cyklu HPP, ale już w kategorii seniorów, jest obecnie w pierwszej trójce rankingu. Dlaczego zrezygnował z jeździectwa na ponad cztery lata i dlaczego zdecydował się do tego wrócić? Jakie miał motywacje na początku kariery a jakie ma teraz? Zapraszamy do lektury.

Autor: Karina Olszewska

Jazda konna dla Krzysztofa Retki była naturalną koleją rzeczy. Mama - trenerka i starszy brat - zawodnik trenowali w CWKS Legia Warszawa i spędzali tam każdą wolną chwilę. Krzysiek, jak tylko kończył lekcje w szkole, to jechał na Kozielską i szwendał się po stajni, czekając aż rodzina będzie gotowa na powrót do domu. W pewnym momencie i on znalazł się w siodle. - Nie ukrywam, że zupełnie mnie do tego nie ciągnęło. Mama mnie zmuszała (śmiech), a brat dopingował. Rozpoczął treningi na kucykach, a kiedy przyszły pierwsze sukcesy, to kontynuował naukę. Jak sam mówi, nie miał innego wyjścia. - Tak to jest w jeździeckich rodzinach. Kiedy wszyscy jeżdżą, to i ja zacząłem. To była moja codzienność.

Kiedy Stanisław Przedpełski (brat) wyrastał z kolejnych koni, to gotowe trafiały pod Krzysztofa. Jak sam potwierdza, było mu dzięki temu o wiele łatwiej i przyjemniej. I tak, z roku na rok zwycięstw przybywało, a on kontynuował swoją przygodę… W końcu, w wieku 16 lat przyszły pierwsze, poważne sukcesy. Najpierw pamiętne dla polskich kibiców mistrzostwa Europy w Holandii, w których Wojciech Dahlke zajął czwarte miejsce. - We dwóch dostaliśmy się do ścisłego finału. Dosiadając Don Roberto, ukończyłem finał na 21 miejscu. Był to ogromny sukces, jak na tamte lata.

MPjuniorow

Zwieńczeniem tego roku było wywalczone złoto w kategorii juniorów na mistrzostwach Polski i wygrany Puchar Polski. Krzysztof dostał też zaproszenie na Mistrzostwa Świata Młodzieży w Brazylii, na które jechała reprezentacja dzieci, juniorów i młodych jeźdźców. - Nasza ekipa składała się z Wojtka Dahlke, Maksa Wechty, Jarka Koziarowskiego, Michała Tyszko i Antka Strzałkowskiego. Co ciekawe, wszyscy startowali tam na losowanych koniach. Każdy miał zaledwie pięć minut przed startem, aby na nim się rozgrzać i wyjeżdżaliśmy na parkury nie 100 cm, a 145 cm! Nie było taryfy ulgowej. To było świetne doświadczenie, szczególnie, że udało mi się we wszystkie dni zachować czyste konto i jako jedyny dostałem się do finału, gdzie zająłem czwarte miejsce.

KadraPolski

Dlaczego po tak udanym początku jeździeckiej kariery Krzysztof zadecydował o jej zakończeniu? - Miałem w domu styczność z dwoma spojrzeniami. Pierwszy, mojej mamy, która patrzy na życie ze sportowego punktu widzenia. Dla niej najważniejszy był rozwój kariery. Drugi, mojego taty, który patrzy z biznesowego punktu widzenia. Jest autoryzowanym dealerem Toyoty i chciał, żebym w przyszłości przejął interes. Wiedział, że nie da się pogodzić tych dwóch rzeczy i coś trzeba wybrać. Wtedy też uważałem, że jeździectwo jest fanaberią bogatych ludzi. Wiedziałem, że nie mam wielkiego majątku, żeby pozwolić sobie na robienie tego na wysokim poziomie, a inny mnie nie interesował.

Mimo że w trakcie liceum dostawał wiele ofert pracy z Polski i zagranicy, to jednak żadnej nie przyjął. Jego znajomym wydawało się śmieszne, że z nich rezygnuje. Szczególnie z tych, które uchodziły za nie do odrzucenia. - Kiedy sponsorzy pytali mnie, dlaczego dziękuję za ich ofertę, to mówiłem szczerze, że najpierw muszę iść na studia. Oni to docenili. Dzięki tej decyzji wyrobiłem sobie renomę takiego, który ma poukładane w głowie i dąży do swoich celów.

Dodatkowo, nie chciał być zależny od jednej osoby. Jednego dnia mógł mieć sponsora i konie do startów, a kolejnego zostałby z niczym. Wtedy pozostałby bez żadnego wyjścia awaryjnego. Jego rówieśnicy w tym czasie rzucali szkołę, by całkowicie pójść w sport. - Ja bałem się, że zostanę na lodzie. Liceum to był dobry moment na odwrót. Cały ostatni rok uczyłem się i przygotowywałem do matury. Udało mi się dostać na Politechnikę Warszawską, na Wydział Samochodów i Maszyn Roboczych.

Nie minął tydzień studiów, a Krzysztof zrozumiał, że nie uda mu się pogodzić codziennych treningów z zajęciami na uczelni. Zdecydował, że sprzedaje wszystkie konie i maksymalnie poświęca się nauce. Szło mu bardzo dobrze i szybko dostał się do koła naukowego „Formuły 1” finansowanego przez rząd, w którym grupa studentów miała za zadanie zbudowanie od zera bolidu Formuły 1. Krzysztof był odpowiedzialny za stworzenie silnika. Każdy dzień spędzał w garażu ze znajomymi na obliczeniach i budowie. - Kiedy bolid był gotowy, wystartowaliśmy w zawodach organizowanych przez Formułę na torach w Anglii i na Węgrzech, a finalnie dostaliśmy się na zawody do Australii. Była to fenomenalna przygoda.

RetkaF1

Pracę inżynierską Krzysztof opierał na obliczeniach wykonywanych do projektu Formuły. Po obronie zaczął wspominać swoim znajomym, że chętnie znów pojeździłby na zawody. Informacja szybko się rozeszła i parę tygodni później otrzymał telefon z propozycją pracy. - Zadzwonił do mnie Sławomir Miąsko, że ma stawkę pięciu koni, prywatną stajnię i chciałby, żebym do niego przyjechał. Był to idealny moment na taki krok. Zrealizowałem swój cel, jakim było ukończenie studiów. Miałem drugą opcję, inny zawód. Konie w stajni okazały się bardzo fajne. Na początku jeździliśmy na poziomie 120, a po półtora roku wszystkie chodzą 140-145 cm. Czuję, że teraz jest tak, jak być powinno.

Bardzo ważny dla Krzysztofa jest fakt, że konie tym razem były jego własną, nieprzymuszoną decyzją. Jego pasja nabrała zupełnie innej barwy. Jak sam mówi, kiedyś pobyt w stajni to było wsiadanie, jeżdżenie i schodzenie. Robił to mechanicznie. Teraz lubi to, co robi i ma zupełnie inne podejście do koni. - Mam z nimi po prostu dobry kontakt. Wszystko fajnie się układa. Mamy dobre wyniki, dużo sprzedanych koni na koncie i dużo nowych kontaktów, a także propozycji pracy. Jestem bardzo wdzięczny mojemu sponsorowi, że nie zamyka mi drogi na współpracę z innymi właścicielami koni. Sprawia mi to wszystko ogromną przyjemność, bo nie muszę tego robić. Jeśli on przyjdzie do mnie i powie, że rezygnuje z koni i zamyka ten interes, to nie miałbym do niego pretensji. Tak się może zdarzyć, każdy może zmienić zdanie. Ja zawsze mam drugą alternatywę.

KrzysiekRetkaSkok

Krzysztof mieszka w centrum Warszawy. Do pracy w Łomiankach ma zaledwie 10 minut drogi. To jednak nie wszystko. Ten ambitny zawodnik Warszawskiego Klubu Jeździeckiego właśnie kończy studia magisterskie na Politechnice Warszawskiej. Każdego dnia o 7:30 jest już w stajni, jeździ z reguły cztery konie, a potem jedzie na uczelnię. Wieczorem jedzie do taty, bowiem zajmuje się też jego firmą. Nie traci czasu i ze śmiechem przyznaje, że gdy siedzi bezczynnie w domu, to do głowy przychodzą mu same głupie pomysły.

Niezwykły komfort pracy zapewnił mu sponsor, ponieważ stajnia, w której pracuje jest prywatna i stoją tam tylko jego konie, jego podopiecznych, których Krzysztof trenuje, a także jego mamy. Bożena Retka to znana trenerka wielu medalistów mistrzostw Polski. Była berajtrem u sław z dawnych lat, jak Jan Kowalczyk czy Marian Kozicki. Dla Krzysztofa relacje rodzinne są bardzo ważne. Często spotykają się w trójkę, razem z bratem i rozmawiają o różnych, końskich sprawach, doradzają sobie z końmi, treningami i pomagają w stajni. - Według mnie największe prawo bytu w tym świecie mają jeździeckie rodziny, gdzie wszyscy są wdrożeni w temat. Mimo że nie jesteśmy wszyscy w jednej stajni, to tworzymy w trójkę team i pracujemy na jedno konto.

Retkaibrat

Jego brat Stanisław w zeszłym roku wydzierżawił stajnię 30 km od Warszawy i rozpoczął pracę na własny rachunek. - Jest on dla mnie wyrocznią. Mogę patrzeć na jego decyzje i ruchy w świecie jeździeckim. Był w stajniach u najbogatszych ludzi, startował w CSIO5* w Barcelonie, jeździł konie Vladimira Tuganova, widział ten sport od podszewki. Zawsze mnie wspierał i był dumny, że skończyłem studia. Teraz mocno mi kibicuje, bo widzi, że robię to co lubię. Lubię ten świat, klimat, znajomych i współpracę ze zwierzętami.

Jego stawka koni wchodzi w 9 rok, co oznacza, że przed nimi poziom konkursów 150 cm. Za nim z kolei bardzo udany rok startów. Kiedy Krzysztof zostawiał konie, odszedł jako zwycięzca Halowego Pucharu Polski Juniorów. Teraz powrócił na parkury i w tym samym cyklu, ale już w kategorii seniorów, jest w pierwszej trójce i będzie walczył w marcu o zwycięstwo. - Gdybym dwa miesiące przed inżynierką powiedział rodzinie i znajomym, że moim celem jest bycie w pierwszej trójce HPP seniorów, to by mnie wyśmiali! Było to abstrakcyjne pod każdym względem, a jednak się udało. To tylko potwierdza moją tezę, że w tym sporcie nie można niczego planować.

Rozmawiała Karina Olszewska.

Fot. Asia Bręklewicz, arhciwum prywatne Krzysztofa Retki


W tym tygodniu

  • ZO Biały Las POL
    19-21.04.2024
           
  • CSI3* Linz AUT
    18-21.04.2024
           
  • CSI3* Oliva ESP
    17-21.04.2024
           
  • CSI3* Nancy FRA
    18-21.04.2024
           
  • ZO Biskupiec POL
    19-21.04.2024
           
  • Finał Pucharu Świata Riyadh KSA
    17-20.04.2024
           

Ranking PZJ (31.03.2024)

1. Adam Grzegorzewski 3015
2. Tomasz Miśkiewicz 2858
3. Jarosław Skrzyczyński 2309
4. Dawid Kubiak 2199
5. Przemysław Konopacki 1624
6. Michał Kaźmierczak 1552
7. Marek Wacławik 1382
8. Marek Lewicki 1240
9. Mściwoj Kiecoń 1228
10. Michał Tyszko 1203
  CAŁY RANKING  

Polacy w rankingu FEI (31.03.2024)

171 Adam Grzegorzewski 1070
214 Jarosław Skrzyczyński  1030
220 Tomasz Miśkiewicz 1000