O początkach kariery, o pomocy rodziców, o współpracy trenerskiej i klubowej, o Olimpiadzie Młodzieży i Mistrzostwach i kilku innych sprawach rozmawiamy ze złotą medalistką tegorocznej OOM Martyną Rynkiewicz i jej trenerką Martą Zając.
Tylko Skoki: Skąd u Ciebie zamiłowanie do koni?
Martyna Rynkiewicz: W moim życiu wszystko stało się przypadkiem. W wieku 3-4 lat spróbowałam prawie każdego sportu i w każdym się sprawdzałam. Wygrywałam zawody w narciarstwie zjazdowym. W szkole trenerzy
chcieli mnie zwerbować na siatkówkę i żeglarstwo. W tenisa grałam w reprezentacji Olsztyna, wystąpiłam w finale Talentiady w Warszawie. Konie początkowo były jako dodatek, jednak z czasem zaczęły mnie interesować znacznie bardziej.
TS: Jak Twoja rodzina podchodzi do Twojej pasji? Wiemy, że rodzice nie mieli wcześniej do czynienia z jeździectwem. Wspierają Cię?
MR: Moi rodzice ciężko pracują, abym miała szansę gdziekolwiek zaistnieć. Cieszą się razem ze mną i robią co mogą, aby tak pozostało. Tato jeździ ze mną na wszystkie treningi, zawody, pomaga i wspiera na każdym kroku. Moja mama i brat nie mają za bardzo możliwości oglądania moich startów, praca to uniemożliwia, ale pierwsi znają wyniki.
TS: W jaki sposób Nela, Twój podstawowy koń, trafił do Ciebie?
MR: Gdy miałam 10-11 lat jeździłam na koniku polskim, który za bardzo nie chciał współpracować. Nie miało to zbytniego sensu, bo tylko zniechęcał mnie do pracy. Po kilku treningach z panem Antonim Pacyńskim, pojechaliśmy na pierwsze zawody. To były bardzo emocjonujące występy. Walka o życie, tak to wspominam. Gdy w naszej stajni pojawiła się p. Marta Zając, zgodnie z jej sugestią zaczęliśmy szukać własnego dużego konia. Dziwnym trafem, pierwsza stajnia, jaką odwiedziliśmy z zamiarem kupna, była ostatnią. Kupiliśmy 2 konie-Mareę i Nelę. Marea miała 7 lat i chodziła pod siodłem, a 4- letnia wtedy Nela była koniem surowym. Do dziś nie rozumiem jak udało mi się Nelę opanować. Pod okiem pani Marty Zając powoli zaczynałam jeździć na zawody. Nie było łatwo, zwłaszcza z Nelą, która w wieku 4 lat wystartowała pode mną, a ja miałam tylko 12 lat. Jest bardzo wyrozumiałym koniem. Pracowałam, a praca przyniosła skutki. Nela potrzebowała systematyczności, spokoju i bliskości. Powoli oswajała się ze swoim otoczeniem. Pierwszego dnia po przyjeździe do stajni u Pani kasi Pawluczuk w Zyndakach znalazła szybką drogę na zewnątrz boksu, a mianowicie przez okno. Marea nauczyła mnie cierpliwości- na tym koniu nie było czegoś takiego jak nerwy. W innym przypadku dalsza jazda nie przynosiła zadowalającego wyniku. Na pewnym poziomie okazało się, że Marea nie daje rady. Ma teraz domek u innej Martyny. Obecnie mam tylko Nelę, musimy sobie radzić same. Stawiam sobie realne cele, które wiem, że jestem w stanie osiągnąć i dążę do nich przez systematyczność, cierpliwość i wyrozumiałość.
Marta Zając (trenerka): Chciałabym tylko dodać, że Martyna wkłada wiele serca w jazdę konną. Cieszę się, że widzi w koniu przyjaciela i szuka porozumienia opartego na naturalnych odruchach. To wspaniała przygoda i oby trwała jak najdłużej. Mimo sportu i rywalizacji nie można zapomnieć o emocjach i kontakcie z żywą istotą. Dba też o jej dobre odżywianie i tu słowa podziękowania sponsorowi, firmy HippoVet+ z Wrocławia, za doskonale dobraną dietę i pasze.
TS: Jak porównasz zeszłoroczny start w Pucharze Polski Dzieci w Drzonkowie z tegorocznym OOM w Strzegomiu?
MR: Parkury OOM były zdecydowanie łatwiejsze do pokonania. Po PP dzieci odczuwałam znacznie większą satysfakcję, a kategoria "junior młodszy" daleko odbiega od poziomu, jaki chciałabym osiągnąć na obecny moment. Mam świadomość, że moja główna kategoria wiekowa wymaga ode mnie o wiele więcej, nie byłam na Mistrzostwach Polski w Warce, a powinnam.
TS: To dlaczego zdecydowałaś się na start w OOM, a nie w Mistrzostwach Polski Juniorów?
MR: Już dawno chciałam wystąpić w Ogólnopolskiej Olimpiadzie Młodzieży. Dwa lata temu nie zakwalifikowałam się pomimo bardzo dobrego wyniku i trzeciego miejsca na eliminacjach w Starogardzie Gdańskim. Taki jest regulamin OOM. Z naszego regionu było mało uczestników i procentowo do finału dostało się dwóch. W zeszłym roku wygrałam eliminacje w regionie, ale termin rozgrywania finału pokrył się z wyjazdem na Mistrzostwa Europy. W tym roku również wygrałam eliminacje w Damaszce, więc szkoda by było po tylu próbach nie dokończyć współzawodnictwa w OOM.
MZ: To prawda. Planowaliśmy start w OOM od dawna z myślą o współzawodnictwie dzieci i młodzieży. Niestety regulamin i terminy rozgrywania finału jest niekorzystny w odniesieniu do startu w innych ważnych imprezach, jak Mistrzostwa Polski czy Europy. Przepadły nam dwa lata i w tym roku to była trudna decyzja. Bardzo mi zależało, żeby Martyna przyjechała do Warki, spróbowała sił na tych parkurach i poczuła atmosferę mistrzostw. To byłby doskonały sprawdzian przed kolejnymi MP, gdzie realnie będzie walczyć o medalowe miejsca. Obecnie Martyna na Neli z powodzeniem startuje w konkursach 130-135 cm. Półfinały były idealne dla tej pary. Takiego samego zdania był trener Kadry Narodowej Juniorów. W finale na pewno Martyna chciałaby powalczyć. Dla Neli mogłoby się to okazać zbyt trudne i to zadecydowało, że zrezygnowaliśmy z MP. Szukaliśmy drugiego konia, bardziej doświadczonego, na którym Martyna mogłaby wystartować w Warce. Niestety nie udało się. Skupiliśmy się zatem na starcie w OOM. Oczywiście myśleliśmy tylko o najwyższym podium. Bez startu w tegorocznych MP, jakikolwiek inny wynik byłby niezadawalający. Martyna z Nelą były bardzo dobrze przygotowane. Do półfinałowych konkursów na styl, pomógł nam przygotować się Pan Krzysztof Ferenstien z LKJ Gałkowo, sędzia stylu, za co serdecznie dziękujemy. Finały to konkursy o wys. 120 cm, więc nie powinno być niespodzianki. Chociaż jak wiemy, start w finale z pozycji lidera, może zakłócić koncentrację zawodnika. Martyna świetnie wytrzymuje takie obciążenie i to owocuje medalami.
Wspomniałaś o LKJ Gałkowo, dlaczego wybraliście właśnie ten klub?
MZ: Na początku, kiedy zaczęłam współpracować z Martyną i startowała w zawodach regionalnych, należała do JKS „U Robsonów” w Dąbrówce Małej. W chwili zaplanowanych startów ogólnopolskich okazało się, że klub nie posiada wymaganej licencji. To był moment na poszukiwanie innego klubu, w barwach którego Martyna miałaby występować na zawodach ogólnopolskich i międzynarodowych. Zwróciliśmy się z zapytaniem do Agro-Handlu Śrem, jako najlepszego klubu w Polsce oraz najbliższej położonego dla nas LKJ w Gałkowie. Ze Śremu otrzymaliśmy negatywną odpowiedź, natomiast pan Krzysztof Ferenstien przyjął Martynkę z serdeczną otwartością. Współpraca w klubie zaowocowała wygraną w Pucharze Polski Dzieci w Drzonkowie, w zeszłym roku. Pan Krzysztof Ferenstien i zawodniczka Monika Pasik, użyczyli wtedy konia Anta Monika, na którym Martyna odniosła zwycięstwo.
TS: Jak to się stało, że zaczęłaś treningi z panią Martą Zając? Jak na siebie trafiłyście?
MR: To zupełny przypadek i dosyć zabawna historia. Mój Tato prowadzi sklep sportowy w Mrągowie i któregoś dnia pojawiła się w nim p. Marta z zamiarem kupna rakiety do tenisa ziemnego. To było dokładnie trzy lata temu. Rozmowa zeszła na konie i następnego dnia spotkałyśmy się w stajni w Zyndakach na próbnym treningu. Potem Tata miał uczyć p. Martę gry w tenisa, a ona mnie skoków.
MZ: Z mojej strony to też był niesamowity zbieg okoliczności. Jestem ciekawa różnych dyscyplin i lubię aktywność, nie tylko w siodle. Zimą uczę dzieciaki jazdy na nartach i snowboardzie, latem pomyślałam o tenisie, zwłaszcza, że mam kort tenisowy dosłownie pod oknem. Taki nowy pomysł po przeprowadzce z Wrocławia na Mazury. Chociaż konie zawsze są na pierwszym miejscu. Pochodzę z Elbląga i tam jako dziecko zdobywałam pierwsze szlify jeździeckie, pod okiem Iwony i Krzysztofa Tomaszewskich w stadninie koni przez nich prowadzonych, w Kadynach. W wieku Martyny zaczęłam starty w zawodach, w barwach LKJ Kadyny, gdzie przez kilka lat trenerem był Andrzej Orłoś. Z myślą o dalszej karierze sportowej przeniosłam się do Wrocławia i do Sekcji Jeździeckiej WKS „Śląsk”. Studia i praca ograniczyły starty, ale prawie codziennie jeździłam konie sportowe współpracując z Piotrem Morsztynem, a potem Jarosławem Skrzyczyńskim. Dzisiaj już rodzinnie, jako chrzestna jednego z bliźniaków, Kasi i Jarka Skrzyczyńskich, pomagam jak mogę i kibicuję Mistrzowi Polski. Jednocześnie mam możliwość korzystania z cennych rad i doświadczenia Jarka oraz konsultacji związanych z treningiem Martyny i jej koni, co na pewno nie pozostaje bez wpływu na osiągnięte przez nią wyniki.
TS: Co poradziłabyś, po swoich własnych doświadczeniach i udziale w zeszłorocznych ME Dzieci, zawodnikom, którzy w tym roku pojechali na Mistrzostwa Europy w Arezzo?
MR: Jeśli chodzi o duże zawody jak Mistrzostwa Europy, nie można na wstępie przejąć się ich rangą. Wszystko tam wygląda bardzo oficjalnie, przygotowania, otoczenie, a wiemy aż za dobrze, że ogromną rolę na zawodach odgrywa psychika. Należy się uspokoić na tyle, na ile jest to możliwe, a to trudne zadanie. W parkurze trzeba równo i odważnie jechać, zapominać o ewentualnym błędzie, by dalszą część pokonać prawidłowo. Na sukces nie ma recepty, pozostaje mi życzyć wszystkim uczestnikom szczęścia i jak najlepszych wyników.
TS: Dziękujęmy za rozmowę i życzymy zawodniczce i trenerce dalszych sukcesów.
Foto: ze zbiorów Martyny Rynkiewicz i Anna Twardowska.
Zdjęcie na górze: Skoki przez przeszkody to nie tylko wielki sport ale i czasami świetna zabawa.