Cztery lata temu prawie nikt o nim nie słyszał. Dziś jest członkiem Kadry Narodowej. Od kilku miesięcy jest w pierwszej 10 rankingu PZJ. W tym sezonie zadebiutował w Pucharze Narodów. Był to debiut wymarzony. Dzięki swojej dobrej jeździe poprowadził młody polski zespół do zwycięstwa podczas CSIO na Litwie. Radosław Zalewski jest postacią tego weekendu na TylkoSkoki.pl.
Jeszcze do niedawna podczas przejazdu Radosława Zalewskiego na trybunach można było usłyszeć pytania. Kim on jest? Skąd pochodzi? Dziś jest już rozpoznawalnym zawodnikiem z dużym bagażem doświadczeń na arenie międzynarodowej. Radek urodził się w województwie Podlaskim w Siemiatyczach. Swoją przygodę z końmi rozpoczął w Technikum Hodowli Koni w Udorzu. Tam po raz pierwszy wystartował na zawodach. Po ukończeniu szkoły chcąc kontynuować naukę o profilu jeździeckim przeprowadził się do Lublina. Tam studiował na wydziale zootechniki, kierunku hodowla koni i jeździectwo. Wtedy reprezentował WKJ Lublin, a pracował dla państwa Wielgosz. W roku 2009 po udanym debiucie w finale HPP w Janowie Podlaskim, otrzymał propozycję pracy u państwa Strzałkowskich. W KJ Strzała Krubiczew pracował 2 lata. Od 2010 roku pracuje w Legionowie i jeździ na koniach pana Włodzimierza Stańczaka.
Tylko Skoki: Twoja droga do sukcesu była bardzo długa i wymagała wielu poświęceń. Co tak naprawdę pchało Cie w stronę koni?
Radoslaw Zalewski: Mam przyjemność i satysfakcję z pracy z końmi. Od zawsze starałem się piąć do góry i miałem swoje ideały. Na początku rzeczywiście było trudno ponieważ nie miałem wsparcia finansowego ze strony rodziców. Mimo wszystko starałem się rozwijać.
TS: Odkąd Ciebie pamiętam często miałeś inne zdanie od pozostałych. Nie byłeś za bardzo lubiany w lubelskim towarzystwie.
R.Z.: Starałem się widzieć dalsze perspektywy – daleki cel. Może dlatego się ze mną niektórzy nie zgadzali. Myślę, że po prostu mieli mniejsze ambicje. Ja patrzyłem przez różowe okulary. Uważam, że pewne rzeczy da się zrobić bez dużego wysiłku – tylko po prostu trzeba chcieć.
TS: Kiedy nastąpił moment przełomowy w Twojej karierze? (na zdj. na Wendalineke)
R.Z.: Mój jeden z największych sukcesów do tej pory to z pewnością start w finale Halowego Pucharu Polski 2008/2009. Trafiłem z formą w ostatnim momencie. Nie mając punktów umożliwiających mi start w zawodach finałowych wybrałem się do Sopotu na ostatnią kwalifikację i w Grand Prix zająłem 7 miejsce. To pozwoliło mi na start w Janowie Podlaskim. Wystartowałem na Woomerze w konkursie sobotnim konkursie Grand Prix (półfinał HPP – przyp. red.) obok takich sław jak Krzysztof Ludwiczak czy Grzegorz Kubiak i zająłem trzecie miejsce. Dzięki temu wynikowi zostałem zauważony. Uwierzyłem, że się da i że takie wyniki są w zasięgu moich możliwości.
TS: Ostatnio mocno poprawił się Twój styl jazdy. Chwali Cię trener kadry, który już pod koniec 2010 roku zauważył Twój talent i powołał Cię po raz pierwszy do kadry. U kogo tak wiele się nauczyłeś?
R.Z.: Od dwóch lat dzięki właścicielowi koni, na których teraz jeżdżę – Włodzimierzowi Stańczakowi, miałem możliwość treningu z jednym z najlepszych trenerów na świecie – Henkiem Noorenem. Był on pierwszym trenerem Marcusa Ehninga i jest nim do dzisiaj. Jest trenerem reprezentacji Francji – czyli m.in. Kevina Stauta. Jest on bardzo ceniony na zachodzie.
TS: Na czym skupia się Henk Nooren podczas treningu? (na zdj. na Heartbreaker)
RZ: Najważniejszym elementem jest ujeżdżenie konia. Używanie prawidłowego dosiadu, lekkość pomocy i rozluźnienie konia. Henk jest maniakiem jeździectwa i jest bardzo zdeterminowany. Wszystko ma bardzo poukładane i dokładnie wie czego oczekuje od jeźdźca i konia.
TS: Czy trudno się dostać do Henka Noorena na treningi?
RZ: Aby dostać się treningi należy nawiązać z nim dłuższą współpracę. Jego nie interesują pojedyncze konsultacje.
TS: Czy uważasz że w Polsce nie ma wystarczająco dobrego trenera?
RZ: Nie miałem okazji poznać polskich trenerów. Zawsze chciałem wyjechać zagranicę i poznać kogoś z górnej półki. Dla mnie ideałem od zawsze był Marcus Ehning. Byłem przekonany, że jego styl jazdy to nie tylko talent ale po prostu system treningu i wyszkolenie. Udało mi się trafić na kontakt do Henka Noorena poprzez mojego kolegę Michała Kaźmierczaka – który trenował z nim wcześniej. Na początku nawet nie wiedziałem, że uda mi się trenować z kimś kto na co dzień zajmuje się Ehningiem. W Polsce natomiast miałem możliwość wyjazdu na zawody z Rudigerem Wassibauerem, z którym nawiązałem dobry kontakt w postaci relacji jeździec- trener.
TS: Zauważyłem również, że często pracujesz z końmi z ziemi – głównie na lonży – co to ma na celu?
RZ: Głównym celem jest rozluźnienie i zrelaksowanie konia. Metoda ta opiera się na naturalnych odruchach koni. Jest to bardzo dobry sposób na urozmaicenie pracy z końmi ,uzyskanie zaufania i polepszenia komunikacji. Praca ta odbywa się bez dodatkowych pomoocy tj. wypinaczy, czarnej wodzy czy bata. Używam tylko sznurkowego kantara i lonży. Dzięki takiej pracy koń rozpoznaje w tobie członka stada.
TS: W tym roku debiutowałeś w PN i od razu wygrałeś – było łatwo?
RZ: Start w Pucharze Narodów to zupełnie inne, nowe przeżycie. Cała drużyna pracuje na wynik. Ty dla drużyny a ona dla ciebie. Reprezentuje się Polskę – a to dodaje emocji. Nigdy nie jest łatwo wygrać, ale cieszy mnie fakt, że wszyscy zapracowaliśmy na tak dobry wynik.
TS: Wendalineke to Twój podstawowy koń. W zeszłym roku debiutowałeś w MPS a w tym roku prowadziłeś praktycznie do ostatniej przeszkody… jak byś podsumował wyniki jak i samą organizację zawodów. (na zdj. na Chocolat)
RZ: Wendalineke (Nobility x Maykel) to klacz ur. w 2003 roku rasy KWPN. Trafiła do mnie jako 7-mio letni koń. Jej talent wypatrzył Adam Nowak (pseudonim Goger), który sprowadził ją do Polski. W 2011 roku klacz nie miała na tyle doświadczenia aby powalczyć o dobry wynik. Po roku mieliśmy już dużo większy bagaż doświadczeń. W samym finale na tegorocznych Mistrzostwach zabrakło szczęścia i zimnej krwi. Ale liderom jest zawsze najtrudniej. Jeżeli chodzi o organizację, to musze stwierdzić, że mimo niesprzyjającyh warunków atmosferycznych Gospodarz starał się o jak najlepszą oprawę.
TS: Czy uważasz że mamy szanse na sukcesy również na zachodzie?
Myślę, że mamy szanse tylko musimy tego chcieć. Po prostu starać się tam dostać. Uczyć się od mądrzejszych od siebie. Wiadomo, że starty za granicą są droższe i wymagają wsparcia finansowego sponsorów. Są potrzebni również ludzie, którzy pomagają Ci dostać się na ważne zawody. Wtedy wyniki same się pojawią. Zawodnik musi uwierzyć, że da się to zrobić. Oglądając zawody na Eurosporcie wydaje się, że jest to inna bajka – nie ta planeta. A tak naprawdę trzeba chcieć i wierzyć, że tam możesz być.
TS: Niejednokrotnie zaimponowałeś znajomością rodowodów koni. Jak można się tego nauczyć?
RZ: Ja się tego nie uczę, tylko po prostu mnie to interesuje. Zawsze byłem ciekawy przy jakich połączeniu reproduktorów jest najwyższe prawdopodobieństwo uzyskania dobrych wyników sportowych.
TS: Masz bardzo specyficzny styl mierzenia kroków pomiędzy przeszkodami :)
RZ: Z tymi krokami jest tak, że staram się zaakcentować każdy krok. Wtedy po prostu nie mylę się w liczeniu odległości :)
TS: Kto pracuje na Twój sukces? Gdzie trenujesz na codzień? (na zdj. Duke of Carnaval)
RZ: Ostatnio nasz team się powiększył. Udało nam się nawiązać współpracę z osobą, która długo pracowała u Henka Noorena. Kostadin Kalonov z Bułgarii objął funkcję trenera. W zespole jest córka właściciela koni Karolina Stańczak i luzak Krzysztof Ziajkowski. Na codzień konie stacjonują w klubie „Vena Sport” w Legionowie. Mamy do dyspozycji halę o wymiarach 18x50m, oraz plac zewnętrzny.
TS: Często zamieniasz się końmi z Karoliną– dlaczego?
RZ: W ten sposób pomagam młodszej koleżance w utrzymaniu koni w dobrej formie. Karolina ma jeszcze nieduże doświadczenie w wyższych konkursach i staram się pomóc utrzymać pułap jej koni.
TS: Jesteś jej trenerem? Witold Niemojewski w wywiadzie powiedział, że człowiek który rozpoczyna trenować robi się złośliwy i zazdrosny – nie masz z tym problemu?
RZ: Po pierwsze staram się skorygować konia. Samo trenowanie daje mi dużą satysfakcję. Człowiek zdaje sobie sprawę, że trenując innych zauważa swoje błędy. Pomaga to przy okazji udoskonalać samego siebie.
TS: Końcówka roku nie była dla Ciebie zbyt udana. Co się stało z Twoją formą?
RZ: Zaważył głównie brak startów na zachodzie. Mój drugi podstawowy koń doznał kontuzji. Miałem więc do dyspozycji tylko Wendalineke. Nie da się być cały rok w dobrej formie. To był dla nas ciężki i pracowity sezon i koń odczuwał pod koniec już zmęczenie.
TS: Co poradziłbyś młodszym kolegom i koleżankom, którzy nie mają łatwego startu lub po prostu brakuje im pieniędzy do rozwijania się w tym sporcie.
RZ: Myślę, że zawsze trzeba się rozwijać. Wszystko jedno czy ma się konia z wielkimi możliwościami czy też nie. Należy zawsze jeździć na wysokim poziomie. Jeżeli jest się pracowitym jeźdźcem i zostanie to zauważone to każda z tych osób otrzyma swoją szansę na rozwój.
TS: Dziękujemy za rozmowę i życzymy dalszych sukcesów.
FOTO: Katarzyna Boryna