Wspomnienia o zmarłym we wrześniu tego roku Jacku Wierzchowieckim – człowieku, który i jako zawodnik, i jako trener zdobywał mistrzowskie medale w wkkw i w skokach przez przeszkody.
Urodził się w 1944 roku w Wieniawie pod Radomiem. Wychował się w Wielkopolsce.
Jacek Wierzchowiecki jeździć konno zaczął dość późno. Kiedy pierwszy raz wsiadł na konia, miał już 20 lat i był studentem Politechniki Poznańskiej. Miało to miejsce na poznańskiej Woli, a zaprowadził go tam kolega ze stancji Paweł Wiktor. Mimo że zaczynał dość późno, wszystko na początku przychodziło mu dość łatwo – samodzielny kłus i galop wykonał już na pierwszej lekcji. Czy był to wrodzony talent? Pewnie tak, ale nie bez znaczenia była jego ogólna sprawność fizyczna. W latach szkolnych uprawiał wiele dyscyplin, od jazdy figurowej na lodzie, poprzez gimnastykę sportową, lekkoatletykę po gry zespołowe. Już wtedy pociągały go skoki – skakał o tyczce, a jego rekord wynosił 3.60 cm.
Jazda konna wciągnęła go na tyle, że szybko zrezygnował ze studiów technicznych, a pracę jeźdźca i masztalerza próbował połączyć ze studiami na leżącej nieopodal Woli Akademii Rolniczej. Postępy w jeździe pod okiem przedwojennych kawalerzystów Jana Mickunasa i Jana Mossakowskiego przychodziły mu szybko. Nauka pozostawała trochę z boku, ale w efekcie, po zakończeniu wydłużonego procesu edukacji, mógł pochwalić się dwoma przydatnymi w branży jeździeckiej dyplomami – magistra inżyniera zootechniki i magistra trenera AWF.
Wielką karierę sportową rozpoczął od wkkw, któremu tak naprawdę wierny pozostał do końca życia. Starty rozpoczął w 1969 roku, a dwa lata później zdobył swój pierwszy medal mistrzostw Polski (w Starogardzie na koniu Mistral). Dzięki temu trafił do reprezentacji przygotowującej się do startu w Igrzyskach Olimpijskich w Monachium. Na nie pojechał na wałachu pełnej krwi angielskiej – Gniew, którego do dużego wyczynu przygotował już zupełnie samodzielnie. W debiucie zajął 18 miejsce – najlepsze z Polaków. W następnym sezonie sięgnął po swój pierwszy z dwóch tytułów mistrza Polski, a na ME w Kijowie zajął 15 miejsce. W pierwszej 20 mistrzostw kontynentu plasował się aż 3-krotnie, w swojej karierze był też 15 na mistrzostwach świata (Burhley 1975). Wygrywał wielokrotnie w zawodach międzynarodowych, a najbardziej cenił sobie trzykrotne zwycięstwo w prestiżowych CCI Heine-Kalmthout w Belgii. Za to na stałe otrzymał nagrodę przechodnią. Okazała statuetka ze srebra - Challenge Lessier - do końca jego dni zajmowała honorowe miejsce w jego mieszkaniu. Był jeźdźcem uznanym w światowym jeździectwie. Dwa razy znalazł się w pierwszej dziesiątce rankingu niemieckiego czasopisma Reiter Revue. FEI przyznało mu złotą odznakę za wybitne osiągnięcia sportowe.
Po raz drugi na IO wystąpił w 1980 roku w Moskwie. Pod nieobecność zachodnich ekip Polacy byli tam faworytami, jednak sam start okazał się nieudany. Jacek Wierzchowiecki na siwym Bastionie ukończył indywidualnie zawody na miejscu 13, a zespół został zdekompletowany.
Już wcześniej, będąc jeszcze zawodnikiem, pracował jako trener. W klubie Cwał Poznań pod jego okiem jeździli doskonali zawodnicy i do dziś świetni trenerzy: Mirosław Szłapka, Roman Ruciński, Jan Lipczyński, Jacek Gałczyński, Franciszek Kurek czy Piotr Piasecki. W 1981 roku został trenerem kadry. To pod jego opieką Polacy zdobyli brązowy medal na ME seniorów w Danii.
Jego praca trenerska to nie tylko praktyka. Można powiedzieć, że był twórcą teorii jazdy konnej. Korzystając z wielokrotnych rozmów ze znanym biegaczem Bronisławem Malinowskim, opracował zasady treningu interwałowego dla koni.
W tym samym czasie zaczął poważnie interesować się skokami przez przeszkody. Doskonałe przygotowanie koni takich jak Ewerys czy Pajac szybko zaowocowało sukcesami. Zdobył medal MP i wystartował na CSIO w Akwizgranie. Start na najsłynniejszym hipodromie świata było spełnieniem jego skokowych marzeń.
W 1987 roku Jacek Wierzchowiecki wyjechał „za chlebem” do Stanów Zjednoczonych. Został trenerem Marii Krain, którą w krótkim czasie wprowadził do kadry narodowej. Amazonka znalazła się w szerokim składzie na Igrzyska Panamerykńskie. Jego praca szybko zyskała uznanie. Został powołany na trenera Area Four (obejmującego 8 stanów). Jako szkoleniowiec stanowy ze swoimi podopiecznymi zdobył 5 medali mistrzostw USA. W 1992 roku został też poproszony jako jeden z trzech kandydatów do konkursu na trenera I reprezentacji Stanów Zjednoczonych w WKKW. Tym trenerem nie został, ale sama nominacja świadczy o tym, jakim uznaniem cieszył się za oceanem.
Chyba najbardziej nieszczęśliwym dniem w życiu Jacka Wierzchowieckiego był ten w roku 1995, kiedy to podczas treningu spadł z konia i doznał urazu kręgosłupa. Zbieg okoliczności był tym bardziej nieszczęśliwy, że on wsiadł na konia, aby oddać kilka skoków – tak dla odzyskania zaufania klaczy, z którą niezbyt dobrze radziła sobie trenowana przez niego amazonka. Jak to często w takich przypadkach bywa, ten skok miał być ostatnim zaplanowanym na tym treningu.
Po tym wypadku Jacek Wierzchowiecki jeszcze raz pokazał, że jest urodzonym sportowcem. Mimo paraliżu kończyn dolnych, dzięki olbrzymiej sprawności fizycznej i twardemu charakterowi, już po 3 miesiącach wrócił do pracy. Jeszcze przez długi czas amerykańscy lekarze pokazywali go jako przykład, że dzięki takim cechom osobowym można nawet z tak dotkliwym urazem wrócić do normalności.
W 2001 roku Jacek Wierzchowiecki wrócił do Polski. Rozpoczął pracę w CWJ Hipodrom Wola. Ponownie został trenerem kadry polskich WKKW-istów. Miał tworzyć system szkolenia dla PZJ. Z różnych przyczyn jedna i druga praca zakończyła się po trzech latach. Tym sposobem Jacek Wierzchowiecki trafił do skoków przez przeszkody i został znaczącą postacią tej konkurencji.
Przez kilka lat był trenerem w KJ Wechta Rosnówko, który wtedy stał się czołowym polskim klubem. Jego praca z Krzysztofem Ludwiczakiem zaowocowała srebrnym medalem mistrzostw Polski, złotem w Pucharze Polski, wieloma wygranymi w Grand Prix na CSI oraz awansem do finału Pucharu Świata. Swój wkład włożył też w przygotowanie do dużego sportu Maksymiliana Wechty, który dziś w wieku zaledwie 22 lat jest wicemistrzem Polski i jednym z podstawowych zawodników polskiej kadry seniorów.
Jacek Wierzchowiecki trenował również w KJ Vertus Łódź, gdzie pod jego okiem wiele sukcesów odniosła Ewa Mazurowska.. W dzień jego śmierci właściciel tego klubu Dariusz Michalak tak powiedział: „To był najpiękniejszy okres w krótkiej historii naszego klubu. Jacek nie uznawał kompromisów. Wymagał dużo od wszystkich. Potrafił zarazić swoim profesjonalizmem, a swoim charakterem zmobilizować wszystkich do wytężonej pracy. Pracy, która przynosiła efekty”.
Tekst: Szymon Tarant
Wykorzystano informacje z książek: "Ludzie i koni" aut. Maria Habinowska, oraz "Konno po sławę" aut. Witold Domański
Foto: Hipologia.pl