O pobycie w Chinach, przeprowadzce na studia do Warszawy, oraz marzeniach związanych z karierą rozmawiamy z Andrzejem Opłatkiem.
TylkoSkoki: Wróciłeś właśnie z Chin. Czy możesz podzielić się z czytelnikami skąd możliwość uczestniczenia w tych zawodach?
Andrzej Opłatek: Dostałem wiadomość od mojego trenera, że Polski Związek Jeździecki otrzymał zaproszenie na zawody. Padło na mnie i po konsultacji z Krzysztofem Ludwiczakiem podjęliśmy decyzję, że pojedziemy. Miałem możliwość próbowania różnych koni i zdecydować na których wystartuję w zawodach. Brałem udział w trzech konkursach: dwóch indywidualnych i jednym drużynowym. To były ciekawe dwa dni, było bardzo międzynarodowo: zawodnicy z Belgii, Ameryki, Francji czy Rosji.
TS: W tym roku zostałeś Mistrzem Polski Młodych Jeźdźców, a dwa lata temu zdobyłeś MP Juniorów. Jak porównasz te kategorie?
AO: Obecna kategoria młodych jeźdźców jest bardzo wąska. Na pewno w kategorii juniorów było więcej rywali, a im więcej współzawodników, tym trudniej o medal. Poziom rywalizacji w kategorii młodych jeźdźców ze względu na liczbę osób startujących nie był taki powalający.
TS: Za Tobą rozpoczęcie nowego etapu - studia w Warszawie. Jaki kierunek wybrałeś?
AO: Studiuję zarządzanie po angielsku na Akademii Leona Koźmińskiego. Moich dwóch kuzynów skończyło te studia i bardzo sobie chwalili zarówno szkołę, jak i kierunek. Akademia idzie na rękę jeśli chodzi o sportowców, nie utrudniają mi życia. Póki co tak na prawdę nie potrzebuję niczego przekładać, chodzę normalnie na zajęcia. Mam taki plan studiów, że bez problemu udaje mi się w każdą lukę wcisnąć konie. Staram się o indywidualny tryb zajęć, bo w przypadku sesji pozwoli mi to bardziej komfortowo połączyć sport i naukę.
TS: Czy oznacza to, że swoją przyszłość planujesz związać z zarządzaniem czy jednak z jeździectwem?
AO: Rodzice mają biznes rodzinny i tak na prawdę nigdy nie wiadomo jak się to życie potoczy. Jeśli chodzi o sportowców to wiem, że stawiają na jedną kartę, a potem jak coś się dzieje to nie mają co ze sobą zrobić. Taki kierunek daje mi komfort w głowie, że jeśli coś się stanie, to zawsze będę miał wsparcie w postaci skończonych studiów. Teraz mogę jeździć na 100% i nie muszę się martwić o swoją przyszłość.
TS: Rozpoczęcie studiów w Warszawie wiązało się też ze zmianą miejsca treningów. Trenujesz obecnie w Baborowym Stawie. Czy nadal współpracujesz z Krzysztofem Ludwiczakiem?
AO: Tak, Krzysiek przyjeżdża do mnie raz na tydzień, dwa tygodnie. Na co dzień daję sobie radę sam. Z reguły wygląda to tak, że treningi ujeżdżeniowe i cavaletti robię sam, a jak on przyjeżdża to skaczemy gimnastykę lub parkury.
TS: Jakie konie wziąłeś ze sobą do Baborowego Stawu? Opowiedz nam o współpracy z nimi.
AO: Mam ze sobą El Campa i Light My Fire. Light My Fire jeżdżę dłużej, chyba ze 4 lub 5 lat. To na niej miałem swoje pierwsze Mistrzostwa Europy w Hiszpanii, także był to przełomowy koń w mojej karierze. Na niej zacząłem odnosić sukcesy, więc szukaliśmy kolejnego konia. Wpadliśmy na pomysł, że może Łukasz Koza będzie chciał go sprzedać…no i doszło do transakcji. Obecnie to z El Campem mam największe sukcesy. Do pracy w domu przyjemniejsza jest Light. El Camp na zawodach jest bardzo zmotywowany, w domu nie zawsze.
TS: Jakie masz plany na najbliższy sezon? Planujesz start w Mistrzostwach Europy Młodych Jeźdźców?
AO: Na przyszły rok jeszcze nie mam rozpisanego planu, jednak jeśli wszystko będzie sprzyjało to bardzo bym chciał jechać na ME Młodych Jeźdźców. W najbliższych tygodniach będę startował w Michałowicach, Lesznie, a potem w Poznaniu. Bardzo ważne jest, by przygotować się do zawodów mentalnie, wiedzieć co trzeba zrobić, jakimi końmi jakie konkursy jechać. Trzeba sobie tak to poukładać, żeby żadne zawody nas nie zaskoczyły.
TS: Ostatnie pytanie: jakie jest Twoje marzenie?
AO: Jechać na Igrzyska Olimpijskie. Już sam start to marzenie, a jeśli do tego doszedłby fajny wynik, to biorę to w ciemno.
Rozmawiała: Karina Olszewska
Fot. Karol Rzerzycki