Na tegorocznych mistrzostwach Europy w skokach przez przeszkody polska drużyna dzieci (kategoria do lat 14) zdobyła brązowy medal. Do tego, aż trzy nasze zawodniczki znalazły się w ścisłym, indywidualnym finale i były o krok od walki o podium. Piszemy o tym, jak młode amazonki rozpoczynały karierę, jak przygotowywały się tego ważnego startu i jakie emocje towarzyszyły im w Samorin?
Na zdjęciu brązowe medalistki mistrzostw Europy dzieci 2017. Stoją od lewej: Aleksandra Kierznowska, Olga Skrobacz, Laura Kłapińska i Juliana Suska. We fraki amazonki ubrała firma Fixdesign Polska. Z prawej trener Tomasz Włodarski.
Jakie były początki?
Ola Kierznowska (na zdjęciu poniżej podczas swojego debiutu na Majówce z Koniem) w stajni bywała od samego urodzenia. Rodzice, jeźdźcy i trenerzy Anna i Hubert Kierznowscy, zabierali ją, podczas gdy sami wsiadali na konie. W wieku dwóch lat po raz pierwszy jeździła na kucyku i już nie chciała z niego zejść. Od tego momentu codzienne wizyty w stajni były obowiązkowe. Dziś, lista jej kucyków i koni robi wrażenie: Melodia, Fiołek, Hektor, Bajka, Ferrari, Szaman, Bystra, Branka, Aragano, Valencia, Carosa i teraz Dior.
W przypadku Olgi Skrobacz o wszystkim zadecydował kucyk Wróżka, którego dostała od dziadka na trzecie urodziny. Wraz z nim rozpoczęła starty, a największą ich wspólną przygodą był udział w Cavaliada Future. Kolejny kucyk D’april, przyczynił się do zdobycia mistrzostwa Małopolski i wygranego Pucharu Polski. Jednak najbardziej zasłużonym koniem póki co była Grandeza. Ona nauczyła Olgę praktycznie wszystkiego i wraz z nią, pokonywała bezbłędnie parkury kwalifikacyjne w Hagen czy zajęła drugie miejsce w Linz.
Laurze Kłapińskiej (na zdjęciu poniżej ze swoim pierwszym kucykiem), jeździectwo przepisał lekarz. Jazda w siodle miała skorygować stwierdzoną u niej lekką wadę nóg. Stąd, w wieku siedmiu lat mama zaprowadziła ją do szkółki w pobliskiej stajni. Tam jeździła dwa razy w tygodniu i powoli te lekcje zamieniały się w sportowe treningi. Nie było jednak w stajni konia, na którym mogłaby regularnie skakać, więc rodzice zdecydowali się na zakup. Nie znali się na tym, stąd wybór był trochę przypadkowy. Okazało się, że kupiona klacz jest ledwo zajeżdżona. Wraz z nią zaliczyła pierwsze występy w zawodach, które w większości nie były udane. Jednak Laura nie poddawała się. Po roku porażek, rodzice postanowili, że potrzebuje bardziej doświadczonego kucyka i tak trafiła na Frankenhoehs’s MyLord (Frania), na którym zaczęła poważniejsze starty sięgając po medale Pucharu Polski.
Julia Suska mając dziewięć lat zaczęła jeździć na kucykach w stajni blisko domu. Po dwóch sezonach, kiedy chciała przejść na wyższy poziom i przesiąść się na duże konie rozpoczęła współpracę z Grzegorzem Kubiakiem. Znaleźli konia, klacz Gilea. - Nie sądziliśmy, że tak się razem ze mną rozwinie. Dzięki temu mam ją do dziś - wspomina. To właśnie na niej, Julia rozpoczęła starty w wyższych konkursach i ona wprowadziła ją w poważniejsze zawody.
Pech na starcie
Początek pobytu w Samorin na Słowacji, gdzie w tym roku odbywały się mistrzostwa Europy w skokach w kategoriach młodzieżowych, nie był szczęśliwy dla polskiej ekipy. Przeglądu nie przeszła Vorieta Maksymiliana Parkitnego, a to on najlepiej spisywał się w kwalifikacjach. Był najbardziej regularnym zawodnikiem i miał najwięcej bezbłędnych przejazdów. - Poddaliśmy Vorietę badaniom i stwierdzono skręcony staw koronowy. Maks walczył przez cały sezon i wszystkie starty podporządkowane były właśnie tej imprezie. Niestety, pierwszego dnia musieliśmy się pożegnać z Samorin. Zdrowie konia jest najważniejsze - podkreśla Rafał Parkitny, tata Maksa. Sam zawodnik przyznaje, że było mu z tym ciężko. - Musiałem sobie poradzić. Tak nieraz w sporcie bywa. Przez całe mistrzostwa kibicowałem dziewczynom, śledziłem ich wyniki i przejazdy. Teraz myślę już o tym, by przygotowywać się do następnych mistrzostw, już w kategorii juniorów.
Doświadczone i debiutantki
Dla Oli Kierznowskiej była to druga impreza tej rangi. Jak jednak przyznaje, poprzednia nie była zbyt udana. - W zeszłym roku w Millstreet byłam na swoich pierwszych mistrzostwach Europy wraz z Diorem. To mój podstawowy koń, na którym osiągnęłam wszystkie swoje ważniejsze sukcesy. Jest bardzo energiczny i lubi sobie bryknąć. Przez ten rok zdobyliśmy doświadczenie w wyższych parkurach i bardzo się zgraliśmy - podkreśla Ola, która w klasyfikacji indywidualnej tegorocznych ME zajęła ósme miejsce. W drugim nawrocie finału przydarzyła się zrzutka. To był już szósty parkur, pięć pokonała na zero. Jeden błąd pozbawił jej prawa walki o złoto. Dyspozycja pary Oli i Diora jest fenomenalna - podkreśla trener kadry dzieci Tomasz Włodarski.
Maksa w ekipie zastąpiła debiutantka Olga Skrobacz, podopieczna Krzysztofa Koziarowskiego. - Musiała wziąć na barki odpowiedzialność za drużyunę. To był jej debiut, a mistrzostwa Europy to bardzo wymagające zawody. Starała się jak mogła, ale myślę, że trochę zjadły ją nerwy. Potwierdza to młoda amazonka, która pierwszego dnia na 9-letniej Lili Marlene pojechała bezbłędnie, jednak potem przytrafiały się już zrzutki. - Najtrudniejszy był dla mnie parkur Pucharu Narodów [dwunawrtowy konkurs drużunowy przyp. red.]. Bardzo się zestresowałam i niestety to spowodowało taki wynik, a nie inny. Mimo tego jestem bardzo zadowolona, bo były to wysokiej rangi zawody i mam nadzieję wrócić na nie za rok. Atmosfera była bardzo fajna, wszyscy byli przyjaźni i pomagali sobie nawzajem.
Jak wspomina Laura Kłapińska, dotychczas jej największym marzeniem było dostanie się na mistrzostwa Europy. - Kiedy trener kadry powołał mnie do drużyny, byłam bardzo szczęśliwa, ale jednocześnie czułam się odpowiedzialna za wynik nie tylko mój, ale całej ekipy. W pierwszym nawrocie Pucharu Narodów trochę się zestresowałam, ponieważ wiedziałam, że mamy bardzo dużą szansę na medal. Przejazd na Santiago był dość nerwowy, ale na szczęście bezbłędny. W drugim nawrocie jechało mi się dużo łatwiej. Gdy przejechałam go na zero byłam bardzo szczęśliwa, bo wiedziałam, że nie popsułam wyniku drużyny - komentuje Laura Kłapińska, która na co dzień trenuje z Jakubem Krzyżosiakiem. Jak podkreśla trener kadry, lepszego debiutu nie można sobie wymarzyć. - Ma przed sobą jeszcze dwa lata startów w kategorii dzieci. Zajęła 29 miejsce indywidualnie, oraz zdobyła brąz drużynowo. Troszkę gorzej poszło jej w ścisłym finale, jednak wywiązała się świetnie ze swoich zadań i zdobyła cenne doświadczenie.
Dla Julii były to drugie mistrzostwa Europy dzieci, jednak przyznaje, że mimo zeszłorocznego doświadczenia, trochę się stresowała. - Pierwszego dnia było najgorzej, a potem już jakoś poszło. Najtrudniej było w finale. Postawili w nim ciężki parkur jak na dzieci. Było dużo niepasujących dystansów i trudnie postawionych przeszkód. Julia na klaczy Tokajer startuje od lutego i to właśnie ją wybrała na mistrzostwa Europy. - Przygotowywaliśmy się jeżdżąc na zawody i wybierając wyższe konkursy niż te, które czekają nas w Samorin. To sprawiło, że pokonując parkury dla dzieci było nam po prostu łatwiej - mówi Julia. Tomasz Włodarski podkreśla, że para ta była doskonale przygotowana. - Julia jeździła świetnie całe mistrzostwa. Niestety, przytrafiła się jej zrzutka w pierwszym nawrocie Pucharu Narodów. Z takim wynikiem przystępowała do ścisłego finału. Po pierwszym nawrocie dalej było w sumie dwanaście zerowych przejazdów. Gospodarz toru podkręcił bardzo normę czasu, która myślę, była z tyłu głowy naszych zawodniczek. Nie było nawet sekundy na dekoncentrację. Niestety, zabrakło trochę szczęścia, które w sporcie jest potrzebne - podsumowuje rywalizację swoich podopiecznych w finale indywidualnym trener kadry.
Rywalizacja czy współzawodnictwo?
Dziewczyny odpowiadają zgodnie, że kibicowały sobie nawzajem. W stajni rozwiesiły flagi Polski, a wszyscy trenerzy: indywidualni, kadrowi i rodzice trzymali się razem. - Atmosfera była świetna. W ogóle nie traktowałyśmy siebie jak konkurencji. Wszyscy się wspieraliśmy i tworzyliśmy jeden zespół - podkreśla Laura Kłapińska. Ola dodaje, że mimo iż na zwykłych zawodach czasem jakaś rywalizacja jest, to na mistrzostwach, szczególnie kiedy jest się drużyną, ważny jest jak najlepszy wynik całego zespołu. - Kiedy dziewczyny startowały w finale to wszyscy kibicowaliśmy, by każda pojechała bezbłędnie i miała jak najlepszy wynik.
To dopiero początek
Po krótkim odpoczynku po mistrzostwach Europy członkowie drużyny zabierają się do pracy. Olę, Julię i Maksa czeka kolejne wyzwanie: przechodzą do kategorii juniorów. Każdy z nich podkreśla, że jest to spory przeskok. - Jest o wiele trudniej, bo ta kategoria jest bardzo liczna. Przez to rywalizacja jest większa i poziom jest wyższy. Mam nadzieję, że za rok pojadę mistrzostwa Europy już w kategorii juniorów. Zobaczymy. Wiem, że trzeba trenować i dużo pracować, to może się uda - ocenia Ola.
Dla każdego z nich, przyszłość to kolejne starty w kategoriach dzieci, juniorów, młodych jeźdźców i w końcu seniorów. Olga marzy o tym, by jeździć jak Luciana Diniz, Ola już myśli o startach w mistrzostwach świata i igrzyskach olimpijskich. Jak będzie? Zobaczymy.
Rozmawiała Karina Olszewska.
Fot. Tomas Holcbecher, Karol Rzeczycki