Jarosław Skrzyczyński, jeden z najlepszych polskich zawodników i profesjonalista w każdym calu. Jak mówią sami jego najbliżsi, kiedy jest na zawodach, to zapomina o bożym świecie. Wtedy liczą się tylko konie. W każdym kolejnym roku zadziwia nas perfekcyjnym przygotowaniem swoich kolejnych wierzchowców, które z powodzeniem wprowadza na najwyższy poziom konkursów. W tym roku po raz czwarty wygrał Puchar Polski i po raz trzeci sięgnął po tytuł mistrza Polski. Po raz piąty z rzędu zostanie liderem rankingu skoczków Polskiego Związku Jeździeckiego. Jednak po raz pierwszy, wszystkie te tytuły udało mu się wywalczyć w jednym sezonie.
Można powiedzieć, że na krajowym podwórku jest już jeźdźcem w 100% spełnionym. Czy w liczbie wygranych mistrzostw będzie chciał dogonić takich zawodników jak Jan Kowalczyk (14 tytułów) i Grzegorz Kubiak (8)? – Trzy mistrzostwa to nie koniec.
Może coś jeszcze uda się wygrać – mówił po zdobyciu złota w Jakubowicach Jarosław Skrzyczyński, reprezentant klubu Agro-Handel Śrem. I dodaje. – Jednak teraz bardziej zależy mi na tym, by zaistnieć na arenie międzynarodowej.
Zdobycie tego trzeciego tytułu mogłoby wydawać się prostym zadaniem dla zawodnika takiej klasy, jak Skrzyczyński. On jednak podkreśla, że przez całe mistrzostwa czuł oddech rywali na plecach. Oni, nie zostawili mu łatwego zadania szczególnie wtedy, kiedy pierwsza czwórka pokonała finałowy parkur bezbłędnie. Wtedy on, musiał zachować zimną krew aby nie popełnić nawet najmniejszego błędu. Przypomnijmy, że w zdobyciu złota w Jakubowicach pomogła mu klacz Chacclana, w raz z którą w 2017 roku aż cztery razy wygrywał konkursy zaliczane do światowego rankingu. – Miałem trudne zadanie, bo nie wiedziałem którego konia wybrać na finał. Zarówno ona, jak i Silver Shine skakali świetnie. To dwa dobre, równorzędne wierzchowce. Postawiłem jednak na Chacclanę i to się opłaciło.
Jego aspiracja dążenia do światowej czołówki jest w pełni uzasadniona. Zajmuje on obecnie 102 miejsce w rankingu skoczków Międzynarodowej Federacji Jeździeckiej. W 2016 roku podczas finału Pucharu Świata, który miał miejsce w Goteburgu, wywalczył dwudzieste miejsce dosiadając wałacha Crazy Quick. Również na nim, rok wcześniej zajął dwudzieste drugie miejsce w ścisłym finale mistrzostw Europy w Aachen. Jak mówi sam zawodnik, także w przyszłym roku ma w planach udział w najważniejszych, sportowych wydarzeniach. – Dzięki temu, że mam obecnie do dyspozycji wiele świetnych koni, to mam możliwość uczestniczenia w większej ilości zawodów. Wszystko zmierza w kierunku zakwalifikowania się na mistrzostwa świata w Tryon (USA). Po drodze wezmę udział także w kwalifikacjach do finału Pucharu Świata, który rozegra się w Paryżu. Mam jeszcze szansę na to, by się tam dostać.
Historia z 2012/13, (gdzie pierwsze punkty Skrzyczyński zdobył dopiero w listopadzie w Lesznie, a potem dzięki udanym startom w Poznaniu, Budapeszcie i w warszawskim finale ligi, zdobył przepustkę do Goteborga) pokazuje, że mimo 17 punktów na koncie, nie jest jeszcze na straconej pozycji. Przed nim, tak samo jak w 2013, jeszcze dwie kwalifikacje: w Poznaniu podczas Cavaliady i dwa tygodnie później w Budapeszcie. Jeśli tam zdobyłby około trzydzieści punktów, to może włączyć się w finałową walkę o trzy premiowane miejsca.
Rozmawiając o tak ważnych zawodach jak mistrzostwa Europy, świata czy wspomniany finał Pucharu Świata, Jarosław Skrzyczyński zwraca uwagę na to, jak wielką rolę odgrywa odpowiednie przygotowanie, zarówno zawodnika, jak i konia. – To nie jest bajka. Udział w dwóch wysokiej rangi imprezach, które odbywają się w Polsce, jak CSIO5* w Sopocie i CSI4* w Poznaniu, niestety nie wystarczy. Trzeba dążyć do tego, by startować na największych, zagranicznych arenach. Aby jeździec i jego wierzchowiec złapali ten poziom rywalizacji, muszą ścierać się z najlepszymi zawodnikami świata.
Tu jednak natrafiamy na problem, o którym wspominał już niejeden polski zawodnik. Mianowicie niesprzyjający im system zaproszeń na zawody cztero-pięciogwiazdkowe poza granicami naszego kraju. - Ciężko jest nam się dostać na tego typu zawody, a co dopiero je wszystkie opłacić. Jeśli powiedzmy uda mi się zakwalifikować na mistrzostwa świata, to co zrobię, jeśli będę musiał zapłacić za każde przygotowujące, zagraniczne zawody po 15 tysięcy euro?
Czy właśnie to był powód jego nieobecności na tegorocznych mistrzostwach Europy? Indywidualnie, w najważniejszym wydarzeniu sportowym roku, Polskę w Goteborgu reprezentował tylko Michał Kaźmierczak.
- Przede wszystkim nie mieliśmy koni na tego typu imprezy. Dodatkowo, wyjazdy na zagraniczne CSI to bardzo drogie przedsięwzięcie, za które w większości muszą płacić sami zainteresowani. Mistrzostwa Europy to bardzo wymagające i trudne zawody. Silną drużynę powinniśmy stworzyć najpierw biorąc regularnie udział w rozgrywkach Pucharu Narodów. Zawsze jest dużo hałasu i wielu chętnych, ale jak przyjdzie co do czego, to drużyna się sypie. Po jednych zawodach zawodnicy zaczynają zdawać sobie sprawę z tego, że ich konie nie dają rady, że przeszkody są zbyt wysokie, a dwa nawroty to dla ich wierzchowców ogromny wysiłek… Z mojej strony, nie zdecydowałem się na udział w mistrzostwach Europy, bo miałem zbyt młode konie. Nie jestem za tym, by obciążać 8-latka tak wymagającą imprezą.
W 2018 roku Chacclana, Calevo i Silver Shine będą miały już po 9 lat i będą bogatsze o jeden sezon doświadczeń, stąd można brać je pod uwagę w przygotowaniach do najważniejszych imprez na świecie. Taką są zdecydowanie Igrzyska Olimpijskie. Te, odbędą się w 2020 roku w Tokio. Jarosław Skrzyczyński nigdy nie ukrywał, że jego marzeniem, tak jak każdego sportowca jest start na olimpiadzie. - Chęci mi nie brakuje. To dopiero za trzy lata, ale tak naprawdę już trzeba o tym poważnie myśleć. Nie chcę rzucać słów na wiatr i nic nie obiecuję, jednak po cichu mam nadzieję, że uda mi się zakwalifikować.
W zeszłym roku, kiedy rozmawialiśmy z naszym bohaterem mówił on, że koniem z olimpijskim potencjałem jest Silver Shine. Czy nadal jest on jego faworytem? – Myślę, że tak. To bardzo dobry koń. Jednak nie da się już teraz powiedzieć czy jest to odpowiedni kandydat na olimpiadę. Tego dowiemy się dopiero, jeśli rzeczywiście tam pojedziemy. Wstępnie, objęte programem przygotowań do Igrzysk są jeszcze Chacclana i Calevo. Jeśli rzeczywiście któryś z nich będzie w formie i w 100% zdrowy, to z pewnością będziemy próbować. Jak podkreśla, nikt nie jest w stanie przewidzieć formy konia, niemożliwe jest również jej utrzymanie przez 365 dni w roku. – Tak to właśnie funkcjonuje, że przez pewien okres koń wzbija się na wyżyny i skacze świetnie. Jednak potem forma spada i też trzeba mu dać kilka miesięcy wolnego, żeby mógł się zregenerować. To nie jest maszyna.
Co radzi Skrzyczyński innym zawodnikom, którzy chcieliby tak jak on, piąty rok z rzędu być najwyżej sklasyfikowanym skoczkiem w rankingu Polskiego Związku Jeździeckiego? – Trzeba mieć jak największą stawkę dobrych koni, które można co tydzeń zmieniać tak, by regularnie startować w zawodach. Ciężko jest utrzymać się na topie z jednym koniem. Wtedy zawodnik ma taką formę, jak jego wierzchowiec.
Rozmawiała Karina Olszewska.
Fot. Asia Bręklewicz, Holcbecher