Mściwoj Kiecoń - zawodnik klubu Agro-Handel, dwukrotny mistrz Polski w skokach przez przeszkody z 2010 i 2011 roku, najwięcej czasu spędza w podróży i na zawodach. Jest głównym jeźdźcem i wszystko inne podporządkowane jest jego startom. Stajnia w Wałowicach to prawdziwy rodzinny biznes, w który zaangażowany jest każdy. Od taty, Rinaldo, który jest szefem, menedżerem i trenerem, przez mamę Mirę, która dozoruje prace w stajni i zajmuje się żywieniem koni, siostrę Nawojkę, która jest jego beraitrem, ale też czynnym zawodnikiem, aż do żony Lidii, która pomaga w codziennym funkcjonowaniu teamu, utrzymuje konie w dobrej kondycji i przygotowuje je do zawodów. Ostatnio również 3-letnia córka Lidii i Mściwoja Amelia ma za sobą pierwsze lekcje jazdy konnej. Dostała od taty swój własny, różowy kask i bryczesy.
Autor: Karina Olszewska
- Mała bardzo się cieszy, jak może siedzieć na koniu. Powoli zaczynamy się tym bawić. Rozumie, czym jest anglezowanie, a jak wraca do domu, to szkoli tatę na swoim koniu na biegunach – mówi Nawojka Kiecoń.
Tata Rinaldo wykonuje ogrom pracy, od żywienia koni, przez organizowanie dentysty, weterynarza, fizjoterapii po rozmowy ze sponsorami.
Nawojka pracuje w stajni na co dzień, od wtorku do niedzieli. Mieszka 10 minut drogi od ośrodka, w którym jest zawsze od ósmej rano. Jej głównym zadaniem jest jeżdżenie młodych koni i przygotowywanie ich Mściwojowi nie tylko ujeżdżeniowo, ale i skokowo.
- Śmieję się, że jestem trochę królikiem doświadczalnym. Jeżdżę konie od podstaw, więc dla mnie największym wyznacznikiem mojej pracy jest moment, w którym przesiada się na nie Mściwoj. Największą nagrodą jest pochwała, że zrobiłam dobrą robotę. Potem fajnie się patrzy, jak Mściwoj startuje na tych koniach, bo wiem, że dołożyłam cegiełkę do tego sukcesu.
Mściwoj prawie co tydzień wyjeżdża na zawody, więc bardzo ważne jest dla niego to, że ma tak dobrze zorganizowane zaplecze. Ma ten komfort, że nie musi się martwić, co dzieje się w stajni z końmi, kiedy go nie ma, bo wie, że są w dobrych rękach.
Sukcesy Mściwoja to sukcesy ich wszystkich. Według nich, firma złożona z rodziny, która żyje tą samą pasją, to najlepsze, co może być. Wspólnie przeżywają wzloty i upadki. W końcu, nie zawsze było tak kolorowo.
Ich rodzice zaczynali kompletnie od zera. Wszystko zapoczątkował Rinaldo Kiecoń, który swego czasu jeździł w Stadninie Koni Ochaby. Pochodzi on ze Skoczowa i tam, w zamian za pomoc w stajni, mógł jeździć konno. Potem założył rodzinę i otworzył firmę. Po jakimś czasie, głównie ze względu na niższe ceny ziemi, wraz z żoną zdecydowali się przeprowadzić w rejony granicy polsko-niemieckiej. W nowym domu pojawił się najpierw jeden, potem dwa i kolejne konie. Rinaldo powoli wygaszał swoją działalność i coraz bardziej zajmował się końmi. Prowadził treningi, głównie rekreacyjne. Kiedy urodził się Mściwoj, w stajni było już 20 koni. Jednak dopiero, gdy on zaczął interesować się sportem, a nie tylko rekreacją, wszystko zaczęło iść w tym kierunku.
- Tata podporządkował temu wszystko. Codziennie przez pięć lat woził mnie na treningi do Drzonkowa, oddalonego 60 km od domu. - wspomina Mściwoj.
Tam Mściwoj jeździł cztery konie dziennie. Wtedy miał to szczęście, że do stajni trafiały takie wierzchowce, które w przeszłości startowały w Igrzyskach Olimpijskich czy mistrzostwach Europy.
- Jako 12-latek mogłem uczyć się na niesamowitych koniach. Potem tata zajął się hodowlą. Ogiery, którymi kryto, były dobre, jednak matki były słabsze i wychodziły z tego różne rzeczy. Potem ja na takich „wynalazkach” musiałem jeździć. W końcu, wśród nich objawiła się perełka Euforia.
Od początku jeździł na niej Mściwoj. Pierwszy naprawdę głośny sukces pary Kiecoń - Euforia miał miejsce w grudniu 2003 roku podczas CSI na terenie Międzynarodowych Targów Poznańskich. Na sześcioletniej wtedy klaczy Mściwoj wygrał finał rundy młodych koni. Kolejny sezon to pasma sukcesów świetnie już zgranej pary. Do tych największych zaliczyć trzeba medale mistrzostw Polski juniorów: brązowy w 2004 i złoty rok później, a także wygrany konkurs Grand Prix na CSIOY we francuskim Auvers.
- Euforia przeprowadziła mnie od małych konkursów do mistrzostw Polski juniorów i startu w mistrzostwach Europy młodych jeźdźców. To dzięki niej zostałem zauważony przez szerszą widownię i dzięki wynikom, jakie zdobyliśmy, pojawili się sponsorzy. Pierwszy z nich, z którym pracuję do dziś, to Jaroslaw Sekuła, od którego dostałem też Urbane. Wkrótce potem pojawił się Jan Ludwiczak, którego klub Agro-Handel Śrem reprezentuję do dziś. Tak to się wszystko rozpoczęło.
Nawojka od 12 roku życia była luzakiem na każdych międzynarodowych zawodach, w których startował Mściwoj. Śmieje się, że jako najmłodsze dziecko rodziców, którzy kochają konie, nie miała innego wyjścia. Na początku wcale nie lubiła tego robić. Odpychała ją ilość obowiązków. Widziała, ile wymaga to pracy i wolała pobawić się z koleżankami, niż siedzieć cały dzień w stajni. Jednak teraz, z perspektywy czasu widzi, jak wiele się nauczyła. Miło wspomina też wspólne podróże. Kiedy Mściwoj z Euforią byli na szczycie swojej wspólnej kariery, usłyszała od taty, że przyjdzie też dzień, w którym i ona na niej wystartuje.
- Na początku za nią nie przepadałam. Była przez Mściwoja strasznie rozpieszczona. Brat jak pokocha konia, to tu mu da cukierka, tu marchewkę. W końcu rzeczywiście i ja zaczęłam na niej jeździć. Początki nie były łatwe, a Mściwoj nie mógł przeżyć, jak widział swoją ukochaną kobyłę, która wpada ze mną w przeszkody. W końcu coś między nami zaskoczyło i też ją pokochałam.
Mściwoj od dziecka lubił rywalizować z innymi i startować w zawodach.
- Robię to co kocham i mogę z tego żyć. Nie muszę chodzić do innej etatowej pracy, żeby opłacić rachunki. Życie jest fajne i przyjemne, jeśli robisz to, co lubisz. Ciężko powiedzieć dokładnie, co w tym jest. Myślę, że sam fakt pracy z żywym zwierzęciem, a nie maszyną, którą można odstawić do garażu sprawia, że uwielbiam to robić. To praca z żywym organizmem, z którym musisz współpracować. Miłe jest również uczucie, że możesz panować nad zwierzęciem, które jest od Ciebie dużo większe i silniejsze.
Trenerem Mściwoja i Nawojki jest cały czas ich tata. Jak mówi Nawojka, dopóki będzie siedzieć w siodle, to on zawsze będzie doglądał swojej córki.
- Tata nie jest łatwym typem człowieka. Jak byłam młodsza, to na treningach bywało ciężko, szczególnie, że mamy podobne charaktery. Jednak ta praca zaprocentowała tym, że jestem porządnie wyszkolona. Dodatkowo uważam, że zawsze przydaje się osoba, która widzi nas z ziemi i może zauważyć coś, czego nie widać z siodła - mówi Nawojka. Ona sama uwielbia oglądać treningi swojego brata, zarówno te ujeżdżeniowe, jak i skokowe. Mściwoj jest jej wielką inspiracją. - Uwielbiam patrzeć, jak obchodzi się z końmi. Na jakiego by nie wsiadł, to każdy chodzi mu w dwóch paluszkach. Nie ma w tym ani grama siły.
Sam Mściwoj cały czas korzysta z rad ojca, ale jak podkreśla, nie zamyka się tylko na jedno zdanie.
- To nie jest tak, że tata jest alfą i omegą. Sam korzysta z wiedzy innych, czyta wiele książek, rozwija się w tematyce żywienia i anatomii konia. Mam do niego ogromne zaufanie i widzę, jaką radość mu to sprawia.
Ich rodzina jest przykładem tego, jak wspólną, ciężką pracą można wypracować wspólny sukces. - Na nazwisko trzeba pracować latami. Mściwoj jak zaczynał jeździć, to nie miał tak kolorowo. Rodzice stworzyli coś od zera. Od jednego konia do prosperującego ośrodka.
- Cała rodzina taty wytykała go palcem, dziwiła się, co oni robią, że wyprowadzają się, chcą budować stajnię. Tata im powiedział „zobaczycie, ja wytrenuję mistrza Polski!”. Jak pojawił się pierwszy medal, to wszyscy zaniemówili. - wspomina Nawojka.
Ten sukces był ukoronowaniem pracy całej rodziny, a zaledwie rok później przyszedł kolejny, tym razem złoty medal. Tak jak mówi Mściwoj, każdemu potrzebny jest jakiś sukces, by wierzyć, że to co robisz może się udać.
- Każde osiągnięcie napędza. Jeśli zaczynasz przygodę ze sportem i spotyka cię nieustające pasmo porażek, to w pewnym momencie pomyślisz – po co mi to? Po co mi ten stres? Jeśli jednak będziesz cierpliwy, to trafisz na konia, z którym w końcu te sukcesy się pojawią.
Według Nawojki, jej koniem, z którym wygra Grand Prix, jest Charyzma W. Jednak Mściwoj skreślił ją już od samego początku.
- Mimo, że nie ma techniki i nie jest wybitnym skoczkiem, to doprowadziliśmy ją z tatą do poziomu dużej rundy. Brat jasno stwierdził, że ten koń nic w życiu nie osiągnie, na to ja powiedziałam, że wygramy razem Grand Prix. Założyliśmy się o 10 tysięcy złotych. Chociaż określony w zakładzie termin już minął, to zawsze jak dobrze mi pójdzie to śmiejemy się z tatą, żeby Mściwoj już lepiej szykował pieniądze. – mówi Nawojka. W zeszłym roku amazonka była trzecia w Grand Prix, więc do wygranej coraz bliżej…
Czy nawet oni czasem zastanawiają się czy mogliby robić w życiu coś innego? Mściwoj przyznaje, że czasami po słabszych zawodach, jak jest w drodze do domu zaczyna rozmyślać czy nie zmienić profesji na taką, która kosztowałaby mniej stresu, jednak zazwyczaj już w poniedziałek, kiedy budzi się po zawodach, to wszystko mu przechodzi i wraca do pracy.
– W ciągu roku mam około dziesięciu dni bez koni, w które odpoczywam i wyjeżdżam z rodziną. Przez cztery dni jest super, ale potem już brakuje mi koni.
Z kolei Nawojka często wspomina jej największą pasję, jaką był taniec. Kiedyś miała swój zespół, z którym jeździła na konkursy i castingi do takich programów jak You Can Dance. Ostatecznie jednak wybrała konie. Teraz jej marzeniem stało się stworzenie kompleksu rekreacyjno-turystycznego.
– Mamy piękne tereny i idealne warunki do tego. Teraz wiele osób szuka miejsca, w którym można poczuć spokój i delektować się ciszą. Oczywiście, brat miałby swoją własną część sportową, bo taki postawił mi warunek. Mam nadzieję, że kiedyś uda się ten pomysł zrealizować.
Autor - Karina Olszewska.
Fot. Asia Bręklewicz i archiwum rodziny Kieconiów
Na zdjęciu na górze Mściwoj z siostrami: Darią, Roksaną i Nawojką.