Pierwsza część rozmowy z Rudigerem Wassibauerem - trenerem, hodowcą i jeźdźcem o tym, jak rozpoczął swoją karierę trenera, dlaczego uważa, że zawodnicy powinni startować w Pucharach Narodów, co jest najważniejsze w pracy z końmi i zawodnikami, a także o wyzwaniach, z jakimi musiał sobie poradzić kiedy był trenerem kadry.
Karina Olszewska: Był Pan trenerem kadry Polski w skokach przez przeszkody wiele lat. Jak teraz ocenia Pan sytuację w skokach przez przeszkody?
Rudiger Wassibauer: Ciężko mi cokolwiek powiedzieć, bo nie jestem już tak zaangażowany w działania Polskiego Związku Jeździeckiego jak kiedyś. Wiem tylko tyle, że tego typu umowy, jakie zostały przedstawione do podpisania przez zawodników i właścicieli nie są zbyt pożyteczne.
Rozmawiałem z wieloma osobami z krajów takich jak Belgia czy Holandia, gdzie ten sport jest na światowym poziomie. Każdy podkreśla, że takiej umowy by nie podpisał. Oczywiście, sytuacja wyglądałaby inaczej, gdyby umowa oferowała coś w zamian dla zawodników, ale tak nie jest. Rozumiem powód utworzenia takich zapisów, bo zawodnicy powinni być gotowi do startów w Pucharze Narodów. Należy jednak pamiętać, że kiedyś umowy nie było, a startowaliśmy w pierwszej dywizji obok najlepszych zawodników Europy i świata. Według mnie można by pomyśleć nad utworzeniem systemu bonifikacyjnego. Miałoby to zachęcić jeźdźców do startów w ważnych dla kadry imprezach. Z tym samym problemem borykała się Międzynarodowa Federacja Jeździecka, ponieważ zawodnicy wybierali komercyjne zawody Longines Global Champions Tour, gdzie do wygrania były o wiele większe pieniądze. Teraz, oprócz zwiększenia otrzymywanych punktów do rankingu Longines za starty i bezbłędne przejazdy w Pucharze Narodów, FEI przekazuje dodatkowe nagrody finansowe dla zawodników z pierwszej ligi.
KO: Czy według Pana rozgrywki Pucharu Narodów to zawody bardziej wartościowe dla zawodnika - ze względu na poziom czy drużynową odpowiedzialność, od na przykład Global Champions Tour?
RW: Uważam, że każdy zawodnik, który chce uchodzić za profesjonalistę powinien startować w Pucharze Narodów. Jest to jedyna w swoim rodzaju okazja do tego, by sprawdzić się pod ogromną presją. Zawodnik nie startuje tam tylko dla siebie czy dla pieniędzy, ale też dla kolegów z drużyny, trenera i kadry narodowej. Wiele razy widziałem, jak świetni jeźdźcy, nawet Ci którzy uchodzili za trzymających nerwy na wodzy, mieli kłopot z kontrolowaniem emocji na parkurze. To świetny sposób na naukę i niezwykle cenne doświadczenie zarówno dla zawodnika, jak i konia. Warto pamiętać, że najważniejsze jeździeckie imprezy, jak mistrzostwa Europy, świata czy Igrzyska Olimpijskie też charakteryzują się nie tylko rywalizacją indywidualną, ale i drużynową.
KO: Jak wspomina Pan czasy trenera kadry? Z jakimi wyzwaniami musiał sobie Pan poradzić?
RW: Co ciekawe, nie miałem problemu z chętnymi do startów w Pucharach Narodów. Problem był w tym, że zawodnicy nie mieli koni, na których mogliby rywalizować na wysokim poziomie. Kiedy masz tylko jednego konia, to Twoje pole manewru znacznie się ogranicza. Kalendarz musisz dopasować do sił konia, jego formy i zdrowia. Do tego czasem dojdzie kontuzja, choroba albo zła forma. Ciężko jest jednym koniem brać udział w każdym Pucharze Narodów i jeszcze w innych zawodach międzynarodowych. Moim zadaniem nie było złożenie jednej ekipy, ale kilku, które mogłyby się między sobą wymieniać. Osiągnęliśmy nasz cel, jakim było dostanie się do Super Ligi i co dalej? Trzeba było złożyć drużynę odpowiednich osób na odpowiednim poziomie, które by mogły wykorzystać szansę startów w prestiżowych rozgrywkach. Oczywiście nie wszyscy byli na równym poziomie, ale o to właśnie chodziło, by młodzi mogli zdobywać doświadczenie obok starszych. Sam start to wielka dawka wiedzy i obycia dla młodego zawodnika. Sportowców trzeba zachęcać do tworzenia drużyny, a nie ich zmuszać. To główne zadanie trenera kadry.
KO: Kiedy zaczął Pan trenować innych? W końcu wcześniej sam Pan startował w konkursach.
RW: Zacząłem jeszcze w Austrii, a potem kontynuowałem to w Polsce. Sprawiało mi to ogromną przyjemność, więc poświęcałem temu dużo uwagi. Zapytano mnie czy bym nie wziął pod swoje skrzydła kadry narodowej. To był dla mnie wielki zaszczyt. Mieliśmy świetny czas, odnosiliśmy sukcesy i atmosfera była dobra. Oczywiście jako trener nie zawsze byłem w stanie uszczęśliwić wszystkich, ale zawsze starałem się rozmawiać. Jak przyszedłem na to stanowisko to było ciężko zebrać drużynę, ale ostatecznie mieliśmy świetny zespół. Nie jest to oczywiście tylko moja zasługa, bo zawodnicy byli dobrzy już wcześniej, ale musieliśmy znaleźć dobre konie. Krok po kroku odnosiliśmy kolejne sukcesy, a największym z nich był awans do pierwszej dywizji. Potem miałem pod swoją opieką juniorów i udało mi się też wprowadzić do Polski kategorię dzieci. W 2009 roku po raz pierwszy dzieci pojechały na mistrzostwa Europy. Wcześniej starty kadrowe można było rozpocząć dopiero w wieku 12 lat, na dużych koniach. Już wtedy miałem okazję trenować świetnych zawodników, między innymi Adama Grzegorzewskiego, który był wtedy juniorem. Miałem szczęście, że poznałem tych wszystkich świetnych ludzi. Obecnie mam czas by trenować z tymi wybranymi, jak Michał Tyszko i Asia Rosicka-Tyszko, Jakub Krzyżosiak, Adam, Weronika Wilska, Szymon Stasiak i wielu innych, młodych zawodników.
KO: Jaka jest Pana wizja pracy ze swoimi podopiecznymi?
RW: Przede wszystkim zawsze musisz iść do przodu, poznawać nowe rzeczy i nowych ludzi. Nigdy nie powiem, że już wszystko wiem. Zawsze jest jeszcze coś, czego trzeba się nauczyć, szczególnie w tym sporcie. Kiedy Adam był w stajni u Schroederów, podczas swojego stażu w Young Riders Academy, jeździłem tam podglądać, w jaki sposób pracują z końmi i jakie podejście mają do trenowania zawodników. Świetnie, że miałem taką okazję. Uważam, że gdy pojawia się jakakolwiek możliwość, żeby nauczyć się czegoś nowego, to trzeba z niej korzystać! Chciałem też sprawdzić, czy robią coś szczególnego z tymi końmi, ale doszedłem do wniosku, że robią to co powinien robić każdy - czyli rzetelnie pracują. Często zastanawiamy się czy niektórzy potrafią czarować konie, ale tak naprawdę magią jest sumienna praca. Nie walczenie z końmi, a dawanie im czasu. Młode konie są jak małe dzieci - muszą mieć czas żeby dojrzeć.
Część druga wywiadu z Rudigerem Wassibauerem już wkrótce.
Fot. Asia Bręklewicz, FEI