Jakub Krzyżosiak to czynny zawodnik, trener, a także właściciel stajni Small Cherry. W rozmowie dla TylkoSkoki.pl opowiada o tym, dlaczego zaczął trenować innych i jak przygotowuje Laurę Kłapińską do kolejnych mistrzostw Europy dzieci, który zawodnik jest dla niego wzorem do naśladowania, o treningach koni i pracy całego ośrodka, a także o tym, jak ważne w prowadzeniu biznesu jest wsparcie ukochanych osób.
Karina Olszewska: Niedawno rozpocząłeś pracę z koniem Z Pilot, a już zdążyliście wygrać Grand Prix podczas drugiego etapu Polskiej Ligi Jeździeckiej w Michałowicach. Obiecujący początek!
Jakub Krzyżosiak: Mam tego konia dopiero od miesiąca, także start w Michałowicach był naszym pierwszym w konkursie dużej rundy i w Grand Prix. Walka była bardzo zacięta, plac jest nie za duży, więc nie było czasu na odpoczynek. Widziałem, że moi rywale decydowali się na ryzyko, co przypłacali błędami. Postanowiłem nie szarżować, ponieważ to był nasz pierwszy, wspólny start. Szybka i bezbłędna jazda wystarczyła by wygrać. Jestem z niego bardzo zadowolony. Powierzyła mi go do jazdy moja przyjaciółka Amanda Pietrzak, z którą wcześniej startował na poziomie 140 cm. Właścicielem konia jest jej ojciec, Pan Sławomir Pietrzak, który oprócz Pilota, dał mi w trening jeszcze kilka innych koni.
KO: Dzięki niemu, po przerwie spowodowanej sprzedażą podstawowego konia Atiqua, powróciłeś do wysokiego sportu.
JK: Wspomniany już Z Pilot to 14-letni wałach. Jest bardzo dobry, ambitny i dokładny. Myślę, że ze spokojem będzie mógł startować w konkursach na poziomie rankingu Longines. Potwierdził to podczas ostatniego weekendu, gdzie w swoim debiucie w klasie 145 cm LR pokonał parkur bezbłędnie. Większość koni, na których jeżdżę i startuję mam od osób prywatnych, które powierzyły mi je w trening. Mam też swoje młode konie, które dopiero będą wchodzić na wysoki poziom. Dlatego jestem wdzięczny Panu Pietrzakowi, że umożliwił mi jazdę na tak dobrych wierzchowcach. Dzięki temu teraz mogę walczyć z najlepszymi.
KO: Czy któryś z tych koni ma potencjał, żeby wspomóc Z Pilota na poziomie Grand Prix?
JK: W konkursy dużej rundy powoli wchodzi 10-letni Direstrait i 7-letni Calicor. Od niedawna jeżdżę na bardzo dobrym 7-latku Quetal, z którym mamy już za sobą parę udanych startów. Bardzo dobrze zapowiada się też 5-letni Nekantos i 6-letnia Catalaya. Z nią obecnie startujemy na poziomie 135 cm.
KO: Jesteś zawodnikiem, ale również trenerem. Kiedy pojawił się pomysł lub okazja do tego, by uczyć innych?
JK: Zacząłem trenować zawodników trzy lata temu. Sprzedałem konia i jego nowa właścicielka chciała zostać u nas dłużej, żeby trochę na nim pojeździć pod moim okiem. Przy okazji treningów zacząłem jej tłumaczyć, jak powinna do niego podchodzić, jak najlepiej się przy nim zachowywać. To wszystko po to, żeby nie miała problemów podczas pracy w domu. Potem zaczęły przychodzić kolejne osoby i tak już zostało. Obecnie mam tylko trzy zawodniczki i staram się zachować tę liczbę. Zależy mi na tym, by poświęcić im odpowiednią ilość uwagi, a że sam mam dużo startów i pracy z końmi, to muszę dobrze gospodarować tym czasem. Laura Kłapińska, Emilia Chmielowska i Róża Szeląg to trzy dziewczyny, z którymi regularnie trenuję i wyjeżdżam na zawody. Jest to bardzo satysfakcjonująca praca, szczególnie jak pojawiają się sukcesy. Dużo wyjeżdżamy, poznajemy nowych ludzi i zbieramy doświadczenie.
KO: Laura Kłapińska w zeszłym roku udanie zadebiutowała w mistrzostwach Europy dzieci. Jak przygotowujecie się do tegorocznego startu?
JK: Laura ma przed sobą jeszcze dwa lata startów w tej kategorii. Jeśli chodzi o przygotowanie, to uważam, że wszystko idzie w dobrym kierunku. W zeszłym roku zajęła 29 miejsce indywidualnie, a jej podwójny, bezbłędny przejazd na Santiago w Pucharze Narodów, znacznie przyczynił się do brązowego medalu drużynowego. Obecnie jej forma rośnie i mam nadzieję, że szczyt przypadnie na mistrzostwa. Prezentuje dobre, regularne przejazdy i ma dwa konie, które może wymieniać. W Grand Prix Dzieci w Linzu zajęła drugie miejsce, była też w czołówce w Fontainbleu i Lamprechthausen. Mamy harmonogram pracy, którego się trzymamy. W zeszłym roku złapała doświadczenie i mam nadzieję, że w tym roku je wykorzysta.
KO: Trenujesz z Rudigerem Wassibauerem. Czy możesz liczyć na dobrą radę nie tylko dotyczącą Twojej jazdy, ale też tego, jak być dobrym trenerem?
JK: Trenujemy razem już od dwóch lat. Spotykamy się dwa razy w miesiącu. Cenię jego podejście do koni. Ma ogromne doświadczenie i wie, jak pracować, żeby jak najlepiej wykorzystać potencjał. Pomaga mi w tym, by każdy trening był jak najbardziej efektywny. Zawsze mogę się go poradzić w każdej kwestii, a on daje mi kolejne pomysły. Oczywiście, sam korzystam z jego metod treningowych, bo uważam je za bardzo dobre.
KO: Miałeś okazję trenować pod okiem Marka Skrzypczyka, Piotra Morsztyna, Marcina Klupsia i Jarosława Skrzyczyńskiego. Jak oni wpłynęli na Ciebie jako jeźdźca?
JK: Wspominam wszystkie te osoby bardzo pozytywnie i każdy z nich mnie czegoś nauczył. Najwięcej czasu spędziłem z Jarkiem. Jeździłem z nim już jako dziecko, bo stał u nas w stajni. Od niego nauczyłem się przede wszystkim spokoju, efektywności i techniki. Według mnie to wzór, który powinno się naśladować. Numer jeden w Polsce, jeden z najlepszych.
KO: Prowadzisz też stajnię Small Cherry pod Wrocławiem. Jak łączysz obowiązki jeźdźca i menadżera obiektu?
JK: Jestem głównym jeźdźcem w stajni, ale w pensjonacie są też osoby prywatne ze swoimi końmi. Obecnie zatrudniam sześć osób, ale ta liczba ciągle rośnie, bo ośrodek ciągle się rozwija. Mamy około 50 boksów, dysponujemy zadaszoną karuzelą, dwoma halami z podłożem kwarcowym, dwoma placami, myjkami, solarium, padokami i pięknymi terenami. Teraz najważniejszy jest dla mnie samorozwój. Oczywiście, przy okazji mój czas wypełniają obowiązki w stajni. Mam ten komfort, że mogę się skupić na treningach i wyjazdach na zawody, a zatrudnieni pracownicy zajmują się obowiązkami typowo stajennymi. Dodatkowo, mam to szczęście, że moja dziewczyna Natalia jest bardzo zaangażowana w pracę stajni i zajmuje się praktycznie całą organizacją, logistyką wyjazdów na zawody, a także pomaga mi jeździć konie. Jak wyjeżdżamy na zawody, to stajni pilnują rodzice lub brat. Zawsze mogę na nich liczyć.
KO: Jak określisz profil swojej stajni? Czy skupiacie się tylko na treningu koni?
JK: Wypracowaliśmy już pewien model działalności który sprawił, że obecnie stajnia sama na siebie zarabia. Bardzo dużo ludzi oddaje do nas konie w handel. Typowo w jednym celu, by jak najlepiej go pokazać, pojeździć i sprzedać. Mało kto chce inwestować w sam sport, na czym bardziej by mi zależało. Mile widziany byłby sponsor z zewnątrz. Cieszę się, że moja dziewczyna myśli inaczej. Kupiła wspomnianą już klacz Catalayę, którą powierzyła mi do jazdy. Zależy jej na tym, by koń się rozwijał. Prowadzimy też trening koni na różnym poziomie zaawansowania, zajmujemy się też zajeżdżaniem surowych. Dodatkowo otworzyłem szkołę jazdy Small Cherry – rekreację o sportowym profilu. Zależy mi na tym, żeby każdy mógł sobie trochę poskakać, zrobić coś więcej niż w typowej szkółce. Rodzice wybudowali mi ten piękny ośrodek i bardzo się cieszę, że obecnie jest to przedsiębiorstwo, z którego mogę żyć.
KO: Jakie masz plany na ten sezon? Czy chciałbyś wystartować ponownie w mistrzostwach Polski?
JK: W planach mam dużo międzynarodowych zawodów. Przede wszystkim chcę jak najlepiej przygotować młode konie, by w przyszłym roku weszły na poziom dużej rundy. Oczywiście, jak każdy sportowiec mam aspiracje i myślę o mistrzostwach, jednak jest o wiele za wcześnie, by mówić o starcie. Jeśli będę mieć trochę szczęścia, dobrych koni i sporo treningów za sobą, to wtedy pomyślimy. Niczego nie wykluczam. To jest sport, więc wszystko jest możliwe.
Fot. Sweetieisafruit, Przemysław Antosz, Paula Bartkowiak