Trzy lata temu Dawid Skiba rozpoczął współpracę z Klubem Agro-Handel Śrem. Dziś, ma w swojej stawce aż 14 koni - od tych niezajeżdżonych, przez młode, wchodzące w sport, po doświadczone w wysokich konkursach. W rozmowie z TylkoSkoki Dawid opowiada nam, jak udało mu się zrealizować cel na rok 2018, o swojej siedmioletniej przerwie od jeździectwa i powrocie w siodło, o tym, że ciężka i sumienna praca zawsze będzie doceniona, a także o jego planach i marzeniach, które napędzają go do dalszej walki o bycie lepszym.
Karina Olszewska: Zakończyłeś sezon otwarty dwoma zwycięstwami w cyklu Polskiej Ligi Jeździeckiej - pierwsze miejsce w kategorii złotej i pierwsze w kategorii srebrnej. Czy te rozgrywki były Twoim celem od początku sezonu?
Dawid Skiba: Zawsze w styczniu spotykamy się z prezesem Ludwiczakiem, by ustalić plan działania, a także wyznaczyć cele na najbliższy sezon. W rozgrywkach Polskiej Ligi Jeździeckiej biorę udział już trzeci sezon z rzędu i tym razem były one moim priorytetem. Zakładaliśmy dobre występy z poszczególnymi końmi, a celem było podium. Z roku na rok Polska Liga Jeździecka bardzo się rozwija, a walka w niej jest naprawdę zacięta. Już w pierwszym etapie w Bogusławicach, nikt z rywali nie chciał oddać zwycięstwa. Poziom rozgrywek było widać w finale, gdzie pierwsze miejsce do końca nie było przesądzone, ponieważ w sumie pięciu zawodników miało szansę na wygraną. Była to dla mnie prawdziwa walka nerwów. Tym bardziej cieszy mnie wygrana w złotej kategorii, a dodatkowo też w srebrnej. Udało się zrealizować plan w 200%.
KO: Mówisz o walce nerwów, która towarzyszyła Ci na parkurze. Jak w takich sytuacjach udaje Ci się zachować zimną krew?
DS: Myślę, że podstawą jest solidne przygotowanie w domu. Ciężką pracą, dążeniem do perfekcji i eliminowaniem najmniejszych błędów, które mogą pojawić się na parkurze. Startując na zawodach nie wychodzę z założenia, że muszę wygrać. Myślę tylko o tym, żeby być zadowolonym ze swojego przejazdu od pierwszej do ostatniej przeszkody. Oczywiście należy pamiętać, że zrzutka zawsze się może zdarzyć, dlatego w tym sporcie potrzebne jest też trochę szczęścia.
KO: Sukces odniosłeś na klaczy Badorette, a także na koniu Secret Weapon L. Jakie masz jeszcze konie w swojej stawce?
DS: W sumie mam w swojej stawce 14 koni - od młodych, po doświadczone. Zajmuję się też zajeżdżaniem problematycznych koni. Im trudniejszy koń, tym ważniejszy jest jego początek. Badorette dostałem, kiedy Leszek Gramza zakończył współpracę z Agro-Handlem. Jest to niesamowicie ambitna i waleczna klacz, dlatego trochę czasu nam zajęło zanim się dogadaliśmy. Nie można z nią stawiać na swoim. Ona wymaga od jeźdźca kompromisu, czasami muszę pozwolić jej przejąć inicjatywę. Pracujemy ze sobą krótko, a już udało nam się wygrać kilka konkursów. To świetny koń i tak jak z kolegą Leszkiem odnosiła wiele sukcesów, tak również ze mną potwierdza swoją klasę.
Secret’a dostałem jako niezajeżdżonego 4-latka. Pracuję z nim od pierwszego założenia siodła. Jestem z nim najbardziej związany. Ufam mu w 100% i mam wrażenie, że on mi również.
KO: Do KJ Agro-Handel Śrem trafiłeś trzy lata temu. Tam zaczynałeś pracę od młodych koni. Jak rozwijała się Twoja współpraca z tym klubem?
DS: Pierwszego dnia dostałem aż dwanaście trzylatków, tak więc było co robić. Ciężka i sumienna praca została doceniona i tak, z roku na rok zaczęło przybywać trochę starszych koni. Prezes Ludwiczak widział moje zaangażowanie i dał mi szansę na rozwój i starty na wyższym poziomie. Dzięki temu mogłem pójść w kierunku sportu, a nie tylko pracy w domu. Obecnie te trzylatki, z którymi zaczynałem, mają sześć lat. Bardzo fajnie jest widzieć, jak dojrzewają i zdobywają doświadczenie. Wśród nich jest na przykład La Vulkano L, zwycięzca MPMK, zeszłoroczny srebrny medalista. Obecnie mam konie na starty w wysokich i niskich konkursach, młode i doświadczone. W Olszy trenuję z Jackiem Buckim. To bardzo ważne, żeby mieć osobę, która „z dołu” jest Ci w stanie podpowiedzieć i wyłapać najmniejsze błędy.
KO: Twoim koniem na konkursy zaliczane do światowego rankingu jest Avocado L. Czy to jest właśnie ten koń, który najwięcej Cię nauczył?
DS: On nauczył mnie przede wszystkim cierpliwości. Kiedy zacząłem na nim jeździć, to był on już bardzo doświadczony. Pod Marcinem Bętkowskim startował regularnie na poziomie 150 cm. Oczywiście trzeba umieć się z nim dogadać i wybaczyć mu pewne rzeczy. Jest to koń, który ma ogromne możliwości, ale jeden niepotrzebny ruch może spowodować, że nie zrobi dobrego skoku. Najwięcej uczą trudne konie. Wymagają nieszablonowego podejścia i szukania drogi porozumienia. Mając tylko konie, które są gotowe, nie rozwiniemy się nigdy tak, jak z młodymi końmi. Każdego konia traktuję jako partnera do współpracy. Z jednym jest łatwiej, a z drugim trudniej, ale na tym polega profesjonalizm, żeby z każdym osiągnąć cel na miarę jego możliwości.
KO: Kiedy zacząłeś swoją przygodę z jeździectwem?
DS: Mój wujek miał konie i jak miałem 10 lat, to zacząłem się u niego uczyć. Potem przekształciło się to w próby startów. Zacząłem jeździć w Stadzie Ogierów w Starogardzie Gdańskim i tam zabawa zaczęła się przeradzać w poważniejsze starty. W wieku 14 lat wstąpiłem do kadry narodowej juniorów i byłem w niej do 18 roku życia. Po drodze zdarzały mi się sukcesy w kategorii juniorów, open, a także dwa razy wygrałem Grand Prix na zawodach ogólnopolskich. Jak miałem 18 lat przestałem jeździć i zupełnie się od tego odciąłem.
KO: Co spowodowało, że podjąłeś tak drastyczną decyzję? W końcu, tak jak mówisz, odnosiłeś sukcesy.
DS: Wtedy nie do końca wiedziałem czego chcę, a nikt nie był w stanie poprowadzić mnie na odpowiednie tory. Jedynie moja żona Natalia, ówczesna dziewczyna, którą poznałem właśnie przez konie wierzyła, że jeszcze wrócę w siodło. Powoli drążyła ten temat, zachęcała mnie do powrotu. Zajęło to siedem lat, ale w końcu się udało. Gdyby nie ona, pewnie już bym nie wrócił. Po tylu latach bez styczności z końmi musiałem nauczyć się wszystkiego od nowa. Zajęło mi to cztery lata, by wrócić z powrotem do formy.
KO: Jakie masz plany na sezon halowy? Czy pokusisz się o starty w wyższych konkursach?
DS: Pierwszy start w zawodach halowych mamy w Michałowicach. Zobaczymy, jak będzie się prezentować aktualna forma koni. Chciałbym w tym sezonie zrobić krok do przodu i jeździć wyżej, ale już na arenie międzynarodowej. Bardzo chciałbym zmierzyć się z zawodnikami zza granicy. Nie mogę się też doczekać Cavaliady Tour. Dodatkowo, mam jeszcze sporo do zrobienia w samej Olszy. Oprócz wyjazdów na zawody, czeka mnie praca z młodymi końmi. Nie brakuje mi motywacji do tego, żeby walczyć, być lepszym i próbować osiągać kolejne sukcesy.
KO: Wspominałeś już o planach startowych, a jakie są Twoje cele, ambicje, marzenia?
DS: Moim marzeniem jest zbliżyć się do Jarka Skrzyczyńskiego. To wielki talent i wzór. Chciałbym spróbować zawalczyć w najważniejszych konkursach, rozwijać się i podnosić sobie poprzeczkę. Podziwiam Jarka za to, że jest w stanie na arenie międzynarodowej pokazać, że on, facet z Polski może dokopać najlepszym.
To właśnie lubię w Agro-Handlu. Nieważne, na jakim jesteś etapie - czy zaczynasz starty, pracujesz z młodymi końmi czy wchodzisz do wysokiego sportu. Masz możliwość porównywać się z najlepszym zawodnikiem w Polsce. Jestem całym sercem z Agro-Handlem.
Zdjęcia: Asia Bręklewicz, Tomas Holcbecher, Sweetieisafruit