Polskie skoki przez przeszkody stają przed dużą szansą. Polski Związek Jeździecki staje przed odpowiedzialnym zdaniem.
Nie ma co ukrywać, mijający sezon nie do końca był udany dla polskiej kadry skoczków jeśli chodzi o rozgrywki II dyzwizji Pucharu Narodów i Mistrzostwa Świata. Jednak nasi zawodnicy odnieśli w 2018 roku kilka znaczących sukcesów, które pozwalają nie tylko marzyć, ale i realnie myśleć o zakwalifikowaniu się do Igrzysk Olimpijskich 2020 roku. Te sukcesy to wiele wygranych w zawodach wysokiej rangi i 51 pozycja w rankingu FEI Jarosława Skrzyczyńskiego, a także udany występ polskiej drużyny na CSIO5* w Sopocie. Do tego dochodzi parę innych dobrych występów Wojciecha Wojciańca, Michała Kaźmierczaka, Krzysztofa Ludwiczaka, Maksymiliana Wechty czy Andrzeja Opłatka. Drogi do Tokio są dwie.
Droga pierwsza - awans drużynowy
O ten Polacy powalczą w jedynych zawodach kwalifikacyjnych grupy C, które odbędą się latem 2019 roku. Kiedy dokładnie i gdzie - tego jeszcze nie wiadomo (pisaliśmy o tym w newsie "Moskwa czy Budapeszt"). Dla naszej grupy są dwa miejsca na IO. Na dziś najgroźniejszy rywal to Izrael, który ma aż dwóch zawodników w TOP 100 FEI (Danielle Goldstein, Daniel Bluman) i ukończył ostanie WEG na 13 miejscu. Warto dodać, że z naszej olimpijskiej grupy w drużynowo w Tryon wystartowali jeszcze Węgrzy, ale ich zespół nie został sklasyfikowany. Rok wcześniej w ME w Goeteborgu wzięli udział: Czesi (12 miejsce), Rosjanie (15), Ukraińcy (16) i Węgrzy (17). I to właśnie w tych nacjach należy upatrywać rywali Polaków w walce o olimpijski awans. Dlaczego sądzimy, że Polacy mają realne szanse? Udowodnili to w tym roku podczas Pucharu Narodów w Sopocie (5*) zajmując wśród drużyn pierwszej europejskiej Dywizji i silnej ekipy USA 4 miejsce, nie ustępując specjalnie rywalom. Do tego skład nie był w 100% optymalny (zabrakło w nim Chacclany, Stalando i Stakorado). Jednak nasi zawodnicy pokazali, że w ważnych momentach potrafią się skoncentrować i wykorzystać swoją szansę. Gorzej było podczas finału drugiej Dywizji w Budapeszcie. Tu zajęliśmy dopiero szóste miejsce. Z rywali olimpijskich zdecydowanie lepiej pojechali Węgrzy, niewiele lepiej Czesi. Kwalifikacja olimpijska to jeden start. Trzeba się do niego maksymalnie dobrze przygotować, a potem być bardzo zmotywowanym.
Droga druga – awans indywidulany
Dla grupy C przewidziano dwa miejsca indywidualne. Przeznaczone one będą dla jeźdźców z tych państw, które nie zdobędą kwalifikacji zespołowej. Dwójka (a w zasadzie dwa miejsca dla federeacji) zostanie wyłoniona na podstawie rankingu olimpijskiego par (jeździec-koń). Punkty (według zasad Longines Rankings – ostateczny regulamin podany zostanie 15 grudnia) zbiera się w okresie od 1 stycznia do 31 grudnia 2019 roku. Liczy się tylko 15 najlepszych rezultatów. I tu pojawia się bardzo realna szansa podparta tegorocznymi wynikami Jarosława Skrzyczyńskiego i Chacclany. Gdyby kwalifikacje olimpijskie odbywały się w 2018 roku, to indywidulanie ranking grupy C wygrałaby Danielle Goldstein z Lizziemary (1230 punktów), a drugie miejsce zająłby Jarosław Skrzyczyński z Chacclaną (1035 punktów). Nawet w przypadku kiedy ani Izrael, ani Polska nie wywalczyłyby kwalifikacji drużynowej, mielibyśmy Polaka na IO w Tokio. To są realne wyniki, na których można opierać plan na przyszły rok. Jarosław Skrzyczyński i Chacclana, która potwierdziła w tym sezonie, że jest koniem bardzo skutecznym, muszą mieć opracowany indywidulany plan startowy, w którym znajdą się: najwyżej punktowane konkursy indywidualne (na zawodach 5*, 4*, a także 3* pod warunkiem, że jest na nich LR grupy C), Puchary Narodów, finał Pucharu Świata Goeteborgu i ewentualnie ME w Rotterdamie. Oczywiście olimpijskich szans indywidulanych nie można odbierać też innym polskim parom. Ale trzeba pamiętać też o tym, że w przedolimpijskim roku mogą się pojawić inni groźni zagraniczni rywale.
Jak widać, olimpijskie szanse są realne. Stąd teraz przed Polskim Związkiem Jeździeckim stoi bardzo trudne i odpowiedzialne zadanie. Czasu jest niewiele. Trzeba jak najszybciej opracować plany indywidulane i drużynowe, powołać kadrę na 2019 rok, która wraz z właścicielami koni będzie miała jeden wspólny cel – IO Tokio 2020. Niełatwym zadaniem będzie taż pogodzenie planów drużynowych i planów dla liderów indywidualnych.
Polskiej ekipy skoczków na olimpiadzie nie było od 1980 roku, a indywidualnie od tego czasu wystartował tylko Grzegorz Kubiak w Atenach w roku 2004. Czas to zmienić.
Fot. Asia Bręklewicz