Rozmowa z Ianem Scottem - brytyjskim komentatorem zawodów, pracującym przy takich imprezach jak CHIO w Aachen czy FEI Nations Cup. O pracy spikera, zmianach w jeździectwie na przestrzeni ostatnich lat oraz wpływie panującej na świecie sytuacji na sport.
TylkoSkoki: Czy na początek mógłbyś nam opowiedzieć parę słów o tym jak obecnie wygląda sytuacja branży jeździeckiej w Wielkiej Brytanii?
Ian Scott: Przed nami jeszcze parę tygodni kwarantanny, więc jak na razie jest bardzo cicho. Jazda konna jest na razie zabroniona. Jeżeli doszłoby do upadku i jakiegoś urazu, byłaby to niepotrzebne dodatkowe obciążenie dla służby zdrowia, która i tak ma obecnie niełatwą sytuację w związku z koronawirusem,
TS: Kiedy rozpocząłeś pracę jako komentator i co skłoniło Cię do wybrania tej ścieżki?
IS: Zacząłem 10 lat temu. Zostałem wtedy zwolniony z mojej poprzedniej pracy i chciałem spróbować czegoś nowego. Zacząłem od niewielkich zawodów w Wielkiej Brytanii. Powoli zaprowadziło mnie to do miejsca, w którym jestem teraz. Kocham ten zawód. Sam jestem hodowcą, byłem też jeźdźcem i startowałem w zawodach, więc rozumiem pod jaką presją są zawodnicy.
TS: Jak znalazłeś się na tym poziomie, na którym jesteś teraz?
IS: Stopniowo. Pierwsza praca, którą dostałem w Europie przytrafiła mi się przez szczęśliwy zbieg okoliczności. Leciałem na zawody do Francji i na lotnisku spotkałem kogoś, kto pracował przy transmisji dla FEI TV. Rozmawialiśmy w samolocie i dałem mu swoją wizytówkę. Około trzech miesięcy później dostałem telefon z propozycją komentowania jednego z Pucharów Narodów dla FEI TV. To otworzyło mi drzwi do dalszej pracy przy transmisjach online a także na żywo.
TS: Jaka według Ciebie jest najważniejsza rola spikera czy komentatora podczas wydarzenia sportowego?
IS: Myślę, że najważniejszym jest nawiązywanie kontaktu z publicznością. Warto być przygotowanym, przygotować wcześniej materiały, znać konie i zawodników, ale trzeba użyć tych informacji w taki sposób, żeby kibice je zrozumieli. Największą nagrodą dla komentatora jest usłyszeć reakcję publiczności – ludzi, którzy słuchają, są zainteresowani i podekscytowani – tak jak czasem i my. Oczywiście ważnym jest wiedzieć o czym się mówi, to przychodzi z doświadczeniem. Jednak według mnie kluczowe jest to porozumienie z publicznością, zwłaszcza, jeżeli to większy tłum.
TS: Jakie są Twoje doświadczenia z pracy przy dużych imprezach międzynarodowych i jak przygotowujesz się do takich zawodów?
IS: Myślę, że jeżeli chodzi o skoki, największe zawody to Aachen. Od sześciu lat pracuję tam komentując transmisję na żywo dla telewizji. Przed tak dużą imprezą trzeba poświęcić co najmniej dwa dni na przygotowanie, bo to nie tylko jedna konkurencja – to również WKKW, powożenie, woltyżerka i ujeżdżenie. Grand Prix Aachen to prawdopodobnie najbardziej prestiżowy konkurs na świecie. Myślę, że obejrzałem już tysiące przejazdów, ale za każdym razem wzbudzają we mnie ogromne emocje. Kiedy widzi się te największe gwiazdy wjeżdżające na arenę i te niesamowite rozgrywki – to coś fantastycznego. Zawsze przed konkursem schodzę na parkur i oglądam trasę, żeby mieć wiedzę o dystansach i wysokościach, oraz żeby sprawdzić, co według mnie da się zrobić, a czego nie. Później wyjeżdżają zawodnicy i dokonują niemożliwego! W Wielkiej Brytanii największe zawody, przy których pracuję to 5* WKKW w Burghley. To na pewno te dwie imprezy, które wymagają największego przygotowania. Nie wystarczy poznać wcześniejszych wyników koni i jeźdźców. Zawsze staram się porozmawiać z gospodarzem toru i właścicielami przed konkursem.
TS: Kolejne pytanie jest prawdopodobnie zadawane wszystkim spikerom – jak radzisz sobie z trudnymi lub nieoczywistymi imionami koni lub nazwiskami zawodników?
IS: Parę razy miałem okazję pracować w Polsce, ale także w Danii, Niemczech, Francji czy innych krajach. Niestety - w Polsce jest dla mnie najtrudniej! Nazwy niezbyt często brzmią jak ich pisownia. Ale nie przejmuję się. Nie boimy się zapytać kogoś o wymowę, spróbować ją przećwiczyć, a później i tak popełnić błąd – ale przynajmniej w połowie się udało! Myślę, że jeżeli komentujemy zawody po angielsku, nikt nie wymaga od nas idealnej wymowy, ale staramy się jak możemy.
TS: Jak Twoim zdaniem skoki przez przeszkody zmieniły się przez ostatnie parę lat?
IS: Myślę, że przepaść pomiędzy profesjonalnymi zawodnikami a obiecującymi jeźdźcami na „średnim” poziomie znacznie się zwiększyła. Teraz mamy do czynienia z praktycznie stałą listą jeźdźców z najwyższej półki. Zazwyczaj nawet nie ma znaczenia jakiego konia dosiadają, zawsze idzie im doskonale. Często widzi się znanego jeźdźca na koniu, którego wcześniej nie widzieliśmy, a wyniki są bardzo dobre, nawet jeżeli dosiadał go zaledwie parę dni czy tygodni. Inni jeźdźcy potrzebują nawet paru lat, aby zgrać się z koniem i osiągać takie rezultaty. Amazonki i jeźdźcy z czołówki są klasą sami dla siebie. Nie oznacza to, że reszta nie ma żadnych szans, ale wystarczy popatrzeć na wysoko dotowane konkursy, takie jak podczas LGCT czy Rolex Grand Prix – w top 10 widnieją zazwyczaj te same nazwiska. Inną sprawą są Puchary Narodów – to świetny sposób, aby sprawdzić, skąd pojawią się nowi topowi zawodnicy, kiedy już zdobędą doświadczenie w drużynie. Jeżeli chodzi o parkury dużych imprez, to myślę, że gospodarze toru nie mogą już zaprojektować ich w dużo bardziej techniczny sposób. Czasem najlepsze parkury stawiane są na dużych, rozległych arenach. Na przykład takich jak w Aachen, na trawie, co zdarza się teraz coraz rzadziej. Gospodarz toru może zrobić dużo więcej, jeżeli ma do tego miejsce, wtedy jest w stanie zaprojektować bardzo ekscytujące trasy.
TS: Parę razy pracowałeś w Polsce. Jaka jest Twoja opinia na temat rozwoju sportu jeździeckiego tutaj w porównaniu z resztą Europy?
IS: Wspaniale byłoby pracować przy zawodach w Polsce i doświadczyć zwycięstwa gospodarzy – niestety mi się jeszcze to nie przytrafiło. Jednak polscy zawodnicy są coraz lepsi. Widać też, że w Polsce istnieją doskonałe ośrodki, które chcą inwestować w zaplecze treningowe i infrastrukturę sportową, bardziej niż w innych krajach. Później, kiedy polscy jeźdźcy wyjeżdżają na zawody nie przeżywają szoku, ponieważ w Polsce mają podobne standardy. Zawodnicy zawsze oczekują wysokiego standardu: podłoża, parkurów czy organizacji. Każdego roku w Polsce widać, że ten standard jest coraz wyższy, także jeżeli chodzi o konie.
TS: Pracujesz przy zawodach zaliczanych do cyklu FEI Nations Cup. Co myślisz na temat tego formatu rozgrywek?
IS: To z pewnością kamień milowy dla sportu. Jestem wielkim fanem tych rozgrywek i sposobu w jaki działają. Widzimy nowych zawodników w drużynach, reprezentujących barwy swojego kraju – to naprawdę bardzo ważne. Kiedy koń i jeździec zdobędą doświadczenie w takich konkursach, mogą sobie poradzić z innymi dużymi imprezami. W Europie zawody na poziomie 5* rozgrywane są w sezonie prawie co dwa tygodnie. Presja jest duża, ale pomaga fakt, że startuje się w drużynie i jeźdźcy wspierają się nawzajem. Myślę, że Puchary Narodów są ważniejsze niż duże Grand Prix, ponieważ pozwalają na zdobycie bardzo cennego doświadczenia. Inną kwestią jest fakt, że rzadko spotyka się już jeźdźców, którzy dosiadają koni wyhodowanych przez siebie, lub nawet we własnym kraju. W Polsce czy w Danii widać duży progres hodowlany. To wielka przyjemność, kiedy jest się hodowcą czy właścicielem i widzi się dobre wyniki swojego konia, rezultat tej inwestycji i czasu poświęconego na rozwój młodego konia. Zawsze w pracy staram się wspominać o właścicielach, ponieważ pełnią ogromnie ważną rolę, zarówno dla zawodników, ale także dla hodowli. Często konie są sprzedawane, ale dobrym przykładem w Anglii może być koń Explosion. Został zakupiony przez osoby, które mogły sobie pozwolić na ten wydatek, ale także na to, żeby dalej startował pod Benem Maherem. Wiedzieli, że to połączenie to klasa sama w sobie. Czasem się udaje, a czasem koń wyjeżdża i już nigdy później go nie spotykamy.
TS: Jak myślisz, jak panująca pandemia wpłynie na sport jeździecki?
IS: To bardzo dobre pytanie, myślę, że to dość duża zagadka. Konie są utrzymywane w dobrej formie, więc myślę, że wznowienie startów nie powinno być dla nich problemem. Będą gotowe i wypoczęte. Możliwe, że będziemy mogli oglądać bardzo dobre zawody międzynarodowe pod koniec roku, bo jeźdźcy mają teraz czas na pracę w domu – zarówno profesjonaliści, jak i amatorzy. Może wśród zwycięzców zobaczymy nowe nazwiska, bo ci zawodnicy dostali dodatkowy czas na rozwój. Jednocześnie, jeżeli weźmiemy pod uwagę zawody na najwyższym poziomie, niektóre z koni mogą poradzić sobie z pierwszymi imprezami po przerwie doskonale, a niektóre mogą być trochę „zardzewiałe” i zaprezentować się gorzej, niż robiły to przed przerwą. Liczę na to, że jeszcze w tym roku będziemy mieli okazję oglądać imprezy na poziomie międzynarodowym, ale nic nie jest pewne. Wszyscy liczymy na to, że z tej sytuacji wyjdzie coś dobrego.
TS: Dziękujemy za rozmowę i miejmy nadzieję, że do zobaczenia na zawodach jak najszybciej.
www.icommentate.co.uk
Zdjęcie 1: Asia Bręklewicz
Zdjęcie 2: Ze zbiorów Iana Scotta