Prezentujemy wywiad z barwną i sympatyczną postacią znaną nie tylko ze szklanego ekranu. Maciej Florek, zwycięzca pierwszej edycji „You Can Dance”, to dziś tancerz i choreograf. Od kilku lat jest też zawodnikiem w dyscyplinach WKKW i skoków przez przeszkody. Oto człowiek, który potrafi zrobić hip-hopowego frieza* na koniu. Do tego galeria - "Historia pewnego upadku".
TylkoSkoki: Spotykamy się tuż po zakończonych zmaganiach w Otwartym Pucharze Podkarpacia. Gratulujemy już po raz trzeci ukończenia tych rozgrywek na wysokim miejscu.
Maciek Florek: W tym roku było wiele emocji związanych z OPP. Za każdym razem w kwalifikacjach byłem w pierwszej trójce i do zawodów finałowych przystępowałem z pozycji lidera. Wiele przetasowań, upadek z koniem i ostatecznie zrzutka w drugim nawrocie uplasowały mnie tuż za podium, na czwartym miejscu. (na zdjęciu friez podczas dekoracji na podium na V kwalifikacji OPP)
TS: Czy zajęte miejsce nazywasz sukcesem?
M.F.: Niedawno dostałem książkę „Jak zostać mistrzem” autorstwa francuskiego jeźdźca Michaela Roberta. Dzięki niej w zupełnie innym miejscu ustawiam znaczenie sukcesu. Najważniejsze dla mnie jest popełniać jak najmniej błędów na parkurze i jeździć coraz bardziej świadomie. Wynik na zawodach jest tylko jednym z kryteriów. Zawsze mogłoby przyjechać dwóch lepszych zawodników i z tym samym wynikiem skończyłbym klasyfikację na miejscu szóstym. Z kolei gdyby nie było pierwszej trójki, wygrałbym.
TS: Podczas jednego z przejazdów na młodym koniu miałeś groźnie wyglądający upadek. Czy da się pogodzić ryzykowną pasję z Twoją pracą?
M.F.: Ocena odległości do przeszkody to bardzo ważna umiejętność. Popełniłem błąd i wylądowaliśmy na plecach. Na szczęście jesteśmy cali. Zdaję sobie sprawę, że jeździectwo jest sportem wysokiego ryzyka. Błędy mogą dużo kosztować. Adrenalina to składowa tego sportu, która dla jednych jest przerażająca, a u innych wywołuje dodatkowy dreszczyk emocji. W finale Pucharu Podkarpacia startowałem na młodych koniach, które nie zawsze mogły uratować mnie z opresji w parkurze. Na 50 oddanych skoków zaliczyłem tylko jedną zrzutkę i jedną glebę (galeria poniżej). To chyba całkiem niezły wynik :)
TS: Ostatnio zwyciężyłeś w zawodach Art Cup w Zakrzowie.
MF: Art Cup jest mi bardzo bliski. Na koniach jeżdżę obok aktorów, z którymi współpracuję na scenie. Dzięki gwiazdom telewizji i teatru przychodzą tam kilkutysięczne tłumy. W Zakrzowie, dzięki Andrzejowi Sałackiemu, organizatorowi tej imprezy, artyści biorą udział w niezwykłej zabawie z lekkim zabarwieniem sportowym. W przyszłości chciałbym zorganizować dla nich typowe zawody sportowe rozgrywane według obowiązujących regulaminów PZJ i FEI. Liczę na to, że dzięki udziałowi znanych osób przyciągniemy szerszą widownię, która zapozna się z regułami tego sportu.
TS: W rozgrywkach Pucharu Podkarpacia startujesz zazwyczaj na koniach wypożyczonych, a Wirus (koń Maćka przyp. red.) stacjonuje w Sopocie.
MF: Póki co patrzymy na rozbudowę Hipodromu z perspektywy stajni w Gdańsku. Trzymamy kciuki za ukończenie nowych boksów i hal. Mam nadzieję, że razem z budową infrastruktury z powrotem zbudują się tam przyjazne relacje ludzkie. Wróci sport i rekreacja w dużo szerszym wymiarze. Liczę, że ten ośrodek będzie przyjazny dla jeźdźców oraz widzów. Przy takich możliwościach powinny się tam odbywać imprezy sportowe przynajmniej raz w tygodniu.
TS: Żyjesz z tańca i choreografii. Nad jakim projektem obecnie pracujesz? Jak obowiązki zawodowe udaje ci się pogodzić z pasją do jeździectwa?
M.F.: Jak zwykle jestem w biegu. Tym razem przenoszę się do Wrocławia na plan filmu „Dama Pik”, gdzie tworzę choreografię. Wznawiam spektakle, prowadzę warsztaty i przygotowuję się do stworzenia ruchu dla dwuosobowego spektaklu ze znakomitymi aktorami Kingą Preis i Stanisławą Celińską w reżyserii Jerzego Bielunasa. Stąd nie mam regularnych treningów jeździeckich. Zazwyczaj nadrabiam zaległości tuż przed zawodami. Dzięki pomocy całego środowiska jeździeckiego udaje mi się poznać tajniki tego sportu. Ich cenne uwagi typu „wyprostuj plecy”, „oddaj rękę”, „pięta w dół” są niestety wciąż aktualne. Przed każdymi kwalifikacjami OPP Sławek Uchwat poświęca mi kilka dni, doszlifowując moje umiejętności. Jestem pod wrażeniem jego cierpliwości, bo praktycznie ciągle startujemy z tego samego miejsca.
TS: Dałeś się również poznać nie tylko jako jeździec ale również jako organizator imprez sportowych. Czy Derby Gdańska powrócą w przyszłym roku do kalendarza?
MF: Bardzo bym chciał. To dla mnie ta impreza to jedna z największych przygód jeździeckich. W środku miasta ogromna rzesza widzów oglądała cały przedział sportów jeździeckich. Zaproszone były osoby prezentujące western, były pokazy ujeżdżenia, konie wyścigowe z sulkami, a przede wszystkim dyscypliny skokowe i bardzo widowiskowe derby na przeszkodach stałych. Całe zawody dzięki sponsorom udało się zorganizować dla widzów i zawodników za darmo. Mam nadzieję, że w przyszłym roku uda się powtórzyć imprezę. Na 2014 rok wyznaczam sobie jeszcze kilka innych celów. Chciałbym się sprawdzić po raz kolejny jako rzecznik prasowy zawodów jeździeckich. Widzę, ile mogę pomóc w kontaktach z mediami. Liczę, że obowiązki artystyczne nie przeszkodzą mi w startach w zawodach, bo one budzą największe emocje. Zawsze jestem do dyspozycji osób, które proszą mnie o propagowanie jeździectwa.
TS: Życzymy wielu kolejnych sukcesów i spełnienia marzeń.
FOTO: Galeria: Magdalena Chudzik. Zdjęcie w tekście: Anna Szalacha