Zwycięzca rozgrywek Polskiej Ligi Jeździeckiej w kategorii Złotej - Arkadiusz Fimmel - w rozmowie opowiada o walce w tegorocznym cyklu, rywalach, własnym klubie Fimmel Team, który w DPP uplasował się na miejscu drugim, swoich obiecujących koniach i planach na sezon.
Tylko Skoki: Gratulujemy wygranej. Wiemy, że podczas pierwszej edycji PLJ w roku 2015 byłeś już bardzo blisko sukcesu. Teraz udało się wygrać. Jak wyglądała ta walka o zwycięstwo w tegorocznej edycji?
Arkadiusz Fimmel: Jeśli dobrze pamiętam, to pierwsze rozgrywki ukończyłem na trzecim miejscu. Wtedy jeszcze w barwach Agro-Handlu. W tym roku cykl PLJ pasował mi do przygotowania mojej zawodniczki Mai Hendrys do mistrzostw Polski. Chciałem też wprowadzić klacz Elastiqua w konkursy 140/145 cm. Zaczęło się spokojnie, dalszym miejscem w Lesznie, później zacząłem zyskiwać coraz więcej punktów – w Jakubowicach byłem czwarty, w Sopocie szósty, w Gałkowie udało się wygrać. Myślę, że kluczowe okazały się tu przede wszystkim dobrze pojechane zawody w miniony weekend. W pierwszym konkursie zająłem drugie miejsce, w drugim przydarzyła się zrzutka. W dwunawrotowym finale zająłem drugie miejsce, co dało zwycięstwo w całych rozgrywkach. Największym rywalem był dla mnie Maks. Byłem praktycznie pewien, że na Londonie nie zrobi on zrzutki, bo jak wszyscy wiedzą, są niesamowicie zgraną parą, a taki konkurs nie jest dla nich problemem. To, co się wydarzyło, to był przypadek. Czułem też mocne zagrożenie ze strony Kuby Krzyżosiaka, też bardzo dobrego jeźdźca, który miał dobre wyniki przez całą ligę. Powiem szczerze, że po drugim dniu obawiałem się też Antka Strzałkowskiego, to też klasowy jeździec. W drugim nawrocie finału miałem już przewagę, szybko obliczyłem w głowie, że nie mogę być dalej niż piąty, więc nie pojechałem żadnymi skrótami, tylko postawiłem na dokładność. Opłaciło się i udało się wygrać.
TS: Jak wyglądały Twoje jeździeckie początki? Jak wspominasz dorastanie w stajni?
AF: Nie chciałem jeździć konno. Bardziej interesowałem się piłką nożną, trenowałem też karate. Jeździła moja siostra, która miała swojego kucyka. Tata chciał go sprzedać, ja powiedziałem, żeby tego nie robił, a on powiedział, że jeżeli go nie sprzeda, to ja muszę zacząć jeździć. Tak to się zaczęło. Od tego dnia od dziś codziennie jestem przy koniach. Na pewno to, że urodziłem się przy koniach, miało na mnie duży wpływ. W naszej stajni jeździło wielu ludzi, na przykład Leszek Gramza czy Tomasz Pawlicki – jeźdźcy, którzy później doszli do poziomu Grand Prix. Ja nawet zanim zacząłem wsiadać to biegałem z piłką i ich podpatrywałem.
TS: Skąd pomysł na założenie własnego klubu – Fimmel Team?
AF: W klubie Agro-Handel Śrem jeździłem 11 lat. Trener sam mnie „wypatrzył” do klubu, do którego dołączyłem na zasadzie stypendium. Po paru miesiącach startów zdobyłem swój pierwszy juniorski medal. W zielonym fraku odnosiłem wiele sukcesów, w szczególności na Zimowej Damie, to był owocny czas. Jestem bardzo wdzięczny prezesowi za te lata współpracy, bardzo mi pomógł i wiele się nauczyłem. Pomysł na Fimmel Team wziął się stąd, że byłem już seniorem, miałem paru swoich podopiecznych, zgraną ekipę i poczułem, że chciałbym zacząć budować swoją własną markę i taką inicjatywę. Fimmel Team to przede wszystkim cała nasza stajnia, ja i tata. To rodzinny klub, który tworzymy razem z podopiecznymi. Tata ma pod opieką dość dużą grupę, a ja trenuję już bardziej zaawansowanych juniorów. Na tę chwilę pracuję z trzema – najbardziej doświadczona jest Maja Hendrys, która startuje już na poziomie Grand Prix.
TS: Czy sukcesy podopiecznych dają taką samą satysfakcję jak własne?
AF: Bardzo mnie cieszą, myślę, że tak samo jak własne. Zawsze jestem bardzo dumny, kiedy coś się uda dzięki moim wskazówkom. Lubię trenować, kiedyś myślałem, że to nie dla mnie, ale dziś sprawia mi to przyjemność. Myślę też, że nieźle mi to wychodzi. Trenuję trochę „po swojemu” i lubię spędzać czas z moimi zawodnikami.
Jak organizujesz swoją pracę z końmi na co dzień?
AF: Obecnie w stawce mam około 12 koni. Około połowa z nich to konie moje i taty. Oprócz tego mam też konie w treningu. Moje zawodniczki mają łącznie cztery konie. Ja niestety lubię spać! Dlatego dzień w stajni zaczynam dopiero około dziewiątej, dziesiątej. Zawsze jeżdżę około ośmiu czy dziewięciu koni dziennie, pomaga mi luzaczka. Wieczorami, „po szkole”, wyjeżdżam na objazd treningowy do podopiecznych.
TS: Jakie są Twoje obecne podstawowe wierzchowce?
AF: Niedawno sprzedałem moje wcześniejsze podstawowe konie. Jeden z nich to Frapant, na którym uczy się teraz podopieczna mojego taty Marianna Stawicka i osiąga już pierwsze sukcesy. Drugi to Benefis, bardzo klasowy koń, którego jeździ teraz mój kolega Łukasz Piksa i zaczynają się świetnie dogadywać. W tej chwili bardzo dobrego konia mam tylko jednego. To właśnie klacz Elastiqua, na której wygrałem Polską Ligę Jeździecką. Ona dopiero zaczęła chodzić konkursy 140/145 i widzę, że nie sprawia jej to problemu. Muszę powiedzieć, że bardzo mnie zaskoczyła i mam nadzieję, że będzie mnie zaskakiwać tak dalej, przy jeszcze wyższych parkurach. Mam też to szczęście, że po raz pierwszy od dawna mam trzy młode, bardzo klasowe konie. Dwa czteroletnie i jednego pięciolatka. Są młode, ale ja jestem przyzwyczajony do czekania na konie. W tych wierzchowcach pokładam naprawdę duże nadzieje. Są po takich dobrych ogierach, takich jak Dominator 2000 Z czy Ogano Sitte. To naprawdę wybitne konie, z którymi na razie spokojnie sobie popracuję. Myślę, że za trzy, cztery lata będzie o nich głośno.
TS: Jakie masz plany na najbliższe miesiące?
AF: W nadchodzącym sezonie chcę wrócić na zawody CSI i do startów w konkursach zaliczanych do światowego rankingu. Na pewno spróbujemy swoich sił w takich zmaganiach z klaczą Elastiqua. Zastanawiam się też nad startem w halowych mistrzostwach. Moim ważnym celem jest też przygotowanie Mai Hendrys do startów w kategorii młodych jeźdźców.
TS: Wróćmy jeszcze na koniec do cyklu PLJ. Oprócz Twojego indywidualnego sukcesu Fimmel Team zajął wysokie drugie miejsce w rozgrywkach DPP. Co ten sukces dla Ciebie znaczy?
AF: Czuję z tego powodu dużą satysfakcję. Widzę też po dziewczynach z naszego teamu, które startowały razem ze mną, że one też bardzo się z tego cieszą. Nie jechaliśmy wszystkich kwalifikacji, a w każdym z konkursów startowaliśmy tylko we trójkę, więc każdy nasz wynik był liczony. Kiedy jeszcze jeździłem w Agro-Handlu, zajęliśmy w Drużynowym Pucharze Polski drugie miejsce. Po założeniu swojego klubu bardzo chciałem startować w tych rozgrywkach, reprezentując już swoje barwy. Myślę, że drugie miejsce w pierwszym roku istnienia Fimmel Team to duży sukces i bardzo mnie to cieszy. Powiem szczerze, że mimo tego, że konkursy DPP może nie są zbyt wysokie, presja jest prawie taka jak przy Grand Prix, a czasami nawet większa. To fajna zabawa, ale i odpowiedzialność.
TS: Dziękujemy za rozmowę i życzymy kolejnych sukcesów.
Fot. Aleksandra Ziętak, Asia Bręklewicz i Paula Bartkowiak