Lider rankingu FEI Scott Brash opowiada o jeźdźcach, których naśladuje, o koniach które podziwia i o tym jak udało mu się połączyć siły z dwoma najbardziej wpływowymi właścicielami koni w Wielkiej Brytanii.
Scott Brash jest znany nie tylko ze stalowych nerwów, ale także ze szczerości i zawsze czarującej postawy zarówno jako jeździec, jak i wzór do naśladowania w jeździectwie. Przedstawiamy rozmowę ze złotym medalistą IO i ME. Po wygranej, jako najmłodszy dotychczas jeździec, cyklu Longines Global Champions Tour, Scott jest na dobrej drodze do dołączenia do plejady brytyjskich gwiazd jeździectwa takich jak: Nick Skelton, David Broome czy John Whitaker. Jego skromna osobowość i proste podejście do sportu wyjaśnia, dlaczego ten chłopak ze Szkocji jest tak popularny wśród swoich kolegów po fachu.
Scott nazwany przez Lorda Harrisa (właściciela koni przyp. red.) następnym Davidem Broome (legenda brytyjskiego jeździectwa z lat 1960-90) pokazuje, jak dużo może dać wrodzony talent. Teraz, będąc zwycięzcą sezonu 2013 GCT i znajdując się na szczycie Longines Rankings, Brash staje się znanym nazwiskiem w brytyjskim środowisku jeździeckim.
Poza własnymi wierzchowcami, jakie konie startujące w międzynarodowych zawodach najbardziej podziwiasz?
Scott Brash: Uwielbiam Cedrica. Lubię małe konie. On ma dużo siły i wielkie serce. Cedric i Laura mają wspaniałą więź. Myślę że Cedric to koń życia. Naprawdę jest fantastyczny. Uwielbiam na niego patrzeć.
Jako młody jeździec miałeś okazję konkurować z wieloma zawodnikami, których mogłeś podziwiać w dzieciństwie. Kto jest teraz twoim jeździeckim autorytetem?
SB: Dużo rozmawiam z brytyjskimi jeźdźcami i mam do każdego z nich szacunek. Poza tym, naprawdę podziwiam Marcusa Ehninga. Uwielbiam patrzeć, jak Marcus jeździ. Jego rytm jest zawsze nieprawdopodobnie płynny. Ludger Beerbaum i Christian Ahlmann – oni są znowu w grze. Można się czegoś nauczyć nawet siedząc i ich oglądając. Można wzorować się na wielu jeźdźcach pod różnymi względami i od każdego się czegoś nauczyć. Ale najbardziej lubię oglądać Marcusa.
Czy to prawda, że masz nerwy ze stali?
SB: Uwielbiam presję. Kocham ją. Myślę, że potrzebuję tego dreszczyku emocji do skoncentrowania się. Jestem dosyć spokojną osobą pod wieloma względami i taki jest mój stosunek do życia. Kocham być pod presją. Naprawdę to lubię, cieszę się tym.
Jak zaczeła się twoja znajomość Lordem Harrise, dzięki któremu dosiadasz Hello Sanctosa?
Początkowo, moimi podstawowymi końmi były Intertoy Z i Bon Ami. Na tym drugim wygrałem kwalifikację Pucharu Świata w Toronto. Tydzień później, po powrocie do domu, dostałem telefon, że Lord Harris i Lord Kirkham chcieli kupić mi konia. Nie wiem, dlaczego wybrali akurat mnie, ale powiedzieli, że chcieli kupić mi konia i chcieli, żebym sprawdził Sanctosa. Już o nim myśleli. To nie jest tak, że to ja go znalazłem. Musiałem pojechać, wsiąść na Sanctosa i powiedzieć im, co o tym wierzchowcu myślę. Tak zaczęła się ta znajomość.
Kirkhamowie i Harrisowie są świetnymi przyjaciółmi. Razem się do mnie zwrócili. Wszystko, co związane z końmi robią razem. Wspólnie przyjeżdżają na zawody. Są wspaniałymi ludźmi i nie mówię tego, bo dla nich jeżdżę. Nawet jeśli kiedyś, z jakiegoś powodu, musielibyśmy zakończyć współpracę, respekt, który czuję do obu tych rodzin jest niewiarygodny. Rzeczy, które oni robią bezinteresownie są niewiarygodne.
Zawsze miałem szczęście. Zawsze współpracowałem z lojalnymi właścicielami i to bardzo dużo dla mnie znaczy. Ludzie, którzy we mnie wierzą, znaczą dla mnie więcej niż cokolwiek innego. Nawet jeśli nie mogą kupić mi dobrego konia. Jeżeli w 100% we mnie wierzą, znaczy to dla mnie naprawdę bardzo dużo.
Właściciele koni, na których jeżdżę znaczą najwięcej w moim życiu. Nawet poza końmi dają mi często dużo innych rad. Naprawdę są świetni. Od lat są niewiarygodnie oddani sportowi.
Jak się czułeś, kiedy sprawdzałeś konia, który później miał cię doprowadzić do tylu tytułów?
SB: Na Sanctosie wcześniej jeździła Katharina Offel, ale wtedy miał trzymiesięczną przerwę, więc od kilku miesięcy wiele nie robił. Było więc trudno go sprawdzić, bo nie doszedł do końca do siebie. W czasie próby był trochę sztywny i nerwowy. Powiedziałem Philowi (Lordowi Harrisowi przyp. red.) stuprocentowo szczerą opinię. Właściwie to nigdy wcześniej go nie spotkałem. Zadzwonił, jak tylko zsiadłem z konia i zapytał: „Co sądzisz?” Po prostu powiedziałam, co myślę. To nie było tak, że powiedziałem: „Musimy kupić tego konia.” Ta rozmowa trwała może z półtorej minuty. I tyle. Pierwszy raz spotkałem Phila dopiero miesiąc później. Zobaczyłem się z nim w Olympii. Sanctos został przywieziony do mojej stajni, a potem poleciałem z nim na Florydę. Chciałem spędzić z nim trochę czasu i uważałem, że Floryda to najlepsze miejsce. Przed wyjazdem na Florydę go nie widziałem.
Można powiedzieć, że reszta należeć będzie do historii. Scott jest najmłodszym jeźdźcem, który kiedykolwiek wygrał cały cykl Longines Global Champions Tour. Nie ma wątpliwości, że ten młody człowiek ma przed sobą niesamowitą przyszłość i że jest w niej miejsce na konia Hello Sanctos. Sezon 2014 się zbliża i możemy być pewni, że ten młody szkocki talent nie będzie odpoczywał. Będzie sięgał po kolejny tytuł mistrzowski, niezależnie od tego, jak wysoko postawiona będzie poprzeczka, bo pamiętajcie – im większa presja, tym lepiej.
Materiał przesłany przez biuro prasowe GCT. Tłumaczenie: Zofia Tarant
FOTO: Stefano Grasso/Longines Global Champions Tour