Tomasza Wójtowicza spotykamy podczas zgrupowania w Stadninie Koni w Stubnie. Może pochwalić się tytułem v-ce Mistrza Świata. Sukces ten odniósł w 2008 roku na ogierze Palermo wśród lekarzy weterynarii we Francji. Jego kolekcja medali jest szersza o złoto i srebro z Mistrzostw Europy.
Tomasz Wójtowicz to zawodnik, lekarz wetrynarii, hodowca koni, organizator zawodów i dusza towarzystwa. Startował jako junior młodszy z takimi jeźdźcami jak Jacek Zagor, Łukasz Jończyk, Krzysztof Prasek czy Olga Michalik. Z roku na rok, krok po kroku rozwija wspólnie z żoną Anią ośrodek jeździecki. On prowadzi grupę młodzieży trenując skoki, ona zajmuje się treningami ujeżdżeniowymi. Kultywując tradycję chcieliby podtrzymać organizację zawodów i popularyzować dzięki temu jeździectwo na terenie Lubelszczyzny.
TS: Portal TylkoSkoki.pl objął patronatem zawody w Zawieprzycach, których byłeś organizatorem. Skąd pomysł na takie zawody?
T.W. Myślę, że w takich małych miejscowościach brakuje dużych imprez. Odbyły się tam Mistrzostwa Województwa oraz Finał Pucharu Lubelszczyzny. Generalnie uważam, że w naszym okręgu brakuje tak prestiżowych zawodów jak np. w okręgu podkarpackim. Postanowiliśmy nie być gorsi. Popularyzowanie sportu jeździeckiego i dostarczanie wielu emocji kibicom to moja pasja (na zdjęciu na górze Tomek podczas zawodów w Zawieprzycach).
T.S. Dlaczego Zawieprzyce?
T.W. Po pierwsze tam mieszkam, a po drugie to piękna okolica. Mamy tam ruiny zamku z piękną legendą związaną oczywiście z Białą Damą. Warto przyjechać i przekonać się na własne oczy. Poza tym są to moje tereny, z którymi jestem emocjonalnie związany. Jest to okolica turystyczna w pobliżu Pojezierza Łęczyńsko – Włodawskiego. Organizowane są spływy kajakowe na rzece Wieprz.
TS: Dużą tradycję miały jedyne zawody ogólnopolskie organizowane na Lubelszczyźnie w Janowie Lubelskim przez panią Grażynę Łysiak. Czy kiedyś ta tradycja powróci?
TW: Duch w narodzie nie zginął. Mocno zaangażowały się dwie osoby w inwestycje na naszym terenie. Są to pani Ilona Turowska i pan Jacek Krzysiak. Mają oni wielkie aspiracje do budowy ośrodków jeździeckich na światowym poziomie. Te osoby łączą pasję z tradycją i dobrze to wszystko wróży na przyszłość.
T.S. Zasłynąłeś dzięki ogierowi Palermo, skąd wziął się w Twojej stajni? Najpierw tytuł v-ce czempiona koni 6-cio letnich w 2005 roku w Łącku, potem medale na MŚ i ME lekarzy weterynarii.
TW: Pojechaliśmy do Jarosława Płatosa szukać koni z zachodu. Pracowałem wówczas w stadninie u pana Krzysztofa Przybylskiego. Przestawialiśmy hodowlę koni w Kaniwoli z rasy małopolskiej na światową ścieżkę. Wymieniliśmy dwa małopolskie wałachy na konia Palermo co okazało się strzałem w dziesiątkę. Miał wówczas 2,5 roku, dobrze pokazywał się w skokach luzem i imponował doskonałą techniką. Ścieżka kariery hodowlanej była ciężka. Palermo nie zakwalifikował się do zakładu treningowego - zabrakło mu jednego punktu. Potem w czterolatkach MPMK zabrakł mi jeden punkt do zdobycia upragnionej licencji na krycie. W wieku 5-ciu lat w eliminacjach miał za mało o 0,1 punktu na start w finale MPMK. Natomiast jako 6-latkek pokazał swoją pełnię formy. Pokonaliśmy wszystkie parkury bezbłędnie. W ostatecznej rozgrywce z Łukaszem Jończykiem, który dosiadał wówczas ogiera Santana przegraliśmy o zaledwie 1,2 sekundy. W tym gronie koni był również Imequel. Od tego czasu Palermo pokrył około 100 klaczy (na zdjęciu na ogierze Palermo na MPMK w Łącku).
TS: Jak zorganizowane są Mistrzostwa Świata weterynarzy?
TW: Mistrzostwa organizowane są raz na cztery lata na różnych kontynentach. Dzięki wsparciu firmy Vetoquinol producenta preparatów Equistro mogłem wystartować w Lure. Spotkałem się tam z bardzo wymagającymi parkurami o wysokości 135 cm. Nie było dla nas taryfy ulgowej. Na tym samym placu odbywały się również wtedy zawody finału Pucharu Francji . Parkury były trudne technicznie i o ciekawej optyce przeszkód. W Lure startowało ponad 80 lekarzy. Wygrała Szwajcarka Carmen Vogl.
T.S. Skąd Twoja pasja do weterynarii?
TW: Najpierw było jeździectwo i zamiłowanie do koni. Potem starałem się połączyć przyjemne z pożytecznym stąd też studia weterynaryjne, które ukończyłem w 2002 roku. Jestem specjalistą od rozrodu koni. Szukałem dobrych koni. Jak wiadomo zakup konia z zachodu wiąże się z dużym wydatkiem. Postanowiłem więc wyhodować własnego konia sportowego.
TS: Twoje marzenia nie kończą się na Mistrzostwach Świata lekarzy wetrynarii.
TW: Chciałbym spróbować swoich sił w Mistrzostwach Polski Seniorów. Na razie musze skupic się na pracy z młodymi końmi i kwalifikacji do MPMK. Obecnie dosiadam 6-cio letniego wałacha Ulisesa, z którym wiążę duże nadzieje. Mam własnego konia, który spełnia wszystkie kryteria jakie założyłem sobie w trakcie hodowli. Jest trochę zbyt pobudliwy ale za to szybki, dokładny i dobrze galopujący.
TS: Ojcem Ulisesa jest Rammstein. Ogier którego również ty wprowadziłeś do hodowli.
TW: Rammstein trafił do mojej stajni jako 2,5 latek. Ukończył on zakład treningowy i zdobył licencję do krycia. Początkowo startowałem na nim w skokach do poziomu Grand Prix. Aktualnie wraz z moją żoną przygotowuje się on do Halowego Pucharu Polski Seniorów w ujeżdżeniu. Jest to jej marzenie.
TS: Kogo podziwiasz jako jeźdźca?
TW: Niesamowitym bodźcem motywującym mnie jest rozwój kariery Radka Zalewskiego. Jeździliśmy na jednym poziomie w okręgu lubelskim. Teraz jak wiemy on jest reprezentantem kraju i startuje na najbardziej prestiżowych zawodach w Europie. Nie byłoby tego wszystkiego gdyby nie pomoc Sławka Uchwata, który zaszczepił w nas chęć walki i hart ducha. Z czołówki światowej moim idolem jest Marcus Ehning. Na zdjęciu na klaczy Dominacja podczas Mistrzostw Europy w Belgii w 2010 roku.
TS. Marcus Ehning ostatnio wygrał konkurs kwalifikacyjny Pucharu Świata na ogierze Cornado. Jak oceniłbyś tego konia okiem hodowcy?
TW. To nie jedyny dobry koń Ehninga po Cornet Obolensky. Wprowadza on również do sportu międzynarodowego 9-letniego w tym momencie Comme Il Faut od światowej klasy klaczy Ratiny Z. O tym koniu z pewnością będzie głośno. W połączeniu ze stonowanymi matkami Cornet dane super konie. Widać tu duży progres. Te konie mają niesamowitą potęgę skoku. Moim marzeniem jest wyhodowanie takiego wierzchowca.
TS: W którym kierunku powinna pójść hodowla w Polsce aby pozyskać konia typu Cornet Obolensky?
TW. Myślę, że nie mamy odwagi. Za mało inwestujemy, ogranicza nas polski paszport, czego też niepotrzebnie się boimy. Niesłusznie moim zdaniem, ponieważ dobry koń powinien sam się bronić. Coraz więcej osób idzie jednak w dobrym kierunku. Chociażby podkarpacka Stadnina Koni w Radrużu. Za sprawą myśli hodowlanej Jarosława Szczuki rodzą się już potomkowie linii Corneta. (na zdjęciu na główce jeden z ogierów tej stadniny). Konie wyhodowane u nas pokazują się na hipodromach w całej Europie i rywalizują z niezłym skutkiem z końmi zachodnimi. Powinniśmy podpatrywać innych. Brać gotowe przykłady i wzorce. Dobrym pomysłem było powołanie komisji kwalifikującej ogiery na Zakład Treningowy w skład której wchodzą: Rudiger Wassibauer, Jarosław Wierzchowski i Tadeusz Głoskowski. Selekcja dzięki temu jest bardziej obiektywna i niezależna. Jeżeli PZHK otworzy się na pomysły młodych hodowców pozwoli to na utrzymanie myśli hodowlanej w naszym związku i nie będą oni musieli zapisywać swoich koni do innych księg stadnych. Zaczynając od pokazów hodowlanych i aukcji naszych koni, poprzez badania półtorarocznych ogierków a kończąc na oprawie graficznej naszych paszportów hodowlanych. Żeby różowy kolor nie był wyznacznikiem segregacji koni na lepsze i gorsze.
TS. Co poradziłbyś osobom, które dopiero rozpoczynają swoją przygodę z końmi?
TW. Każdy ma swoje pięć minut. Warto poczekać na osobisty sukces. Ważna jest spokojna głowa. Należy poświęcić trochę czasu na trening. Z jednym koniem przychodzi to trochę łatwiej, z drugim trudniej. Należy być cierpliwym .
TS: Na zawodach jesteś duszą towarzystwa. Wiele osób lubi spędzać z Tobą czas.
TW. Zawody traktuje jako odskocznie od codziennych obowiązków i ciężkiej pracy. Oprócz przyjemności czerpanej z pokonywania parkurów, trzeba również zwrócić uwagę na walory życia towarzyskiego i obcowania w doborowym towarzystwie. Między innymi dlatego przyjechałem na zgrupowanie do Stubna.
TS: Dziękujemy bardzo za rozmowę, życzymy postępów tak szybkich jak u Radka Zalewskiego.
FOTO: Anna Grygier- Wójtowicz, z archiwum zawodnika.