Wywiad z Grzegorzem Faber - sprawcą niespodzianki podczas HZO w Michałowicach. "Spełniam swoje marzenia i jestem bliski swojego celu… udziału w seniorskich Mistrzostwach Polski."
TylkoSkoki: Gratuluję bardzo udanego debiutu w konkursie GP. Myślę, że można policzyć na palcach w historii polskiego jeździectwa debiuty w takim stylu – czyli wygranie konkursu tej klasy.
Grzegorz Faber: Oj, tak… Długo bardzo świętowałem i długo dochodziłem do siebie (uśmiech). To dla mnie bardzo szczególna chwila i ogromna radość.
TS: Nie jest Pan szerzej znany w środowisku jeździeckim, wygrana w Michałowicach to duża niespodzianka. Proszę powiedzieć: jak to się wszystko zaczęło?
GF: Moja przygoda z końmi zaczęła się, gdy miałem 19 lat, czyli blisko 16 lat temu. Oczywiście zachorowałem natychmiast. Najpierw miałem tylko i wyłącznie amatorskie podejście do jeździectwa, ale z czasem coraz bardziej się angażowałem. Obecnie jestem właścicielem małego rodzinnego ośrodka jeździeckiego z zapleczem umożliwiającym trenowanie i doskonalenie moich umiejętności. Mój autorski klub KJK Faberx to stajnia na 25 koni z halą i maszyną treningową, usytuowana na blisko 3,5-hektarowej działce. Także mam co robić i gdzie trenować.
TS: Czy żyje Pan tylko i wyłącznie z koni?
GF: O nie, ciężko by było, tym bardziej, że wygrane w Polsce nawet w konkursach GP to zaledwie zwrot kosztów udziału w konkursach rangi ogólnopolskiej, a i prowadzenie stajni pensjonatowej to także wyzwanie. Jeździectwo nadal nie jest tak mocno rozpowszechnionym sportem, a posiadanie konia jest naprawdę sporym wydatkiem. Mam dodatkową działalność. Prowadzę firmę zajmującą się produkcją obuwia, stąd stać mnie na spełnianie marzeń – oby tak było jak najdłużej.
TS: Proszę przybliżyć nam swojego podstawowego konia, dzięki któremu zapisał się Pan w historii polskiego jeździectwa.
GF: Attachant to bardzo rosły, blisko 174-centymetrowy, 9-letni ogier KWPN, po Tenerife Vdl z matki po Burggraafie. Kupiłem go jako 3-latka w Agrosadzie. Sam go zajeździłem i wszystkiego razem się uczymy do dziś. To bardzo, naprawdę bardzo dzielny koń z dużym sercem i ogromną siłą. Wspaniale się zachowuje na parkurze i jest absolutnie bezproblemowy w obsłudze. Urodzony sportowiec.
TS: Muszę się zapytać – czy jest na sprzedaż?
GF: (uśmiech) Tak, jest na sprzedaż, to tylko kwestia ceny.
TS: Mówi Pan, że sam zrobił swojego konia – ale jest pewnie ktoś z kim Pan współpracuje?
GF: Tak, oczywiście. Przede wszystkim to Krzysztof Leśniak, który wprowadził mnie w tajniki jeździectwa, współpracuję także z Michałem Kaźmierczakiem i Michałem Siedlaczkiem.
TS: Udało się go Panu "objechać" Michała Kaźmierczaka w Krakowie.
GF: (uśmiech) oj, tak... ale to bardzo dobry jeździec i teraz naprawdę dysponuje bardzo ciekawymi końmi oraz ma stabilne i dobre zaplecze sponsorskie, więc sukcesy pewnie przyjdą. A faktycznie, objechałem. Jako jedyny pokonałem trudny dwunawrotowy konkurs 145 cm bez zrzutki. Spóźniłem się w pierwszym nawrocie i kosztowało mnie to jeden punkt karny.
TS: Ale wracamy do Pana, ktoś jeszcze ?
GF: Tak, staram się trenować kilka razy w roku na zasadach konsultacji z holenderskim trenerem i zawodnikiem Marcelem Willemsem, który chętnie się dzieli swoją ogromną wiedzą i doświadczeniem. To świetny jeździec i szkoleniowiec, a prezentowane wyniki, jak choćby 2 miejsce z sześcioletnią klaczą Calimera na Mistrzostwach Świata Młodych Koni w Lanaken, mówią same za siebie.
TS: Czy w stajni ma Pan także inne konie?
GF: Tak, w sumie mam stawkę sześciu koni. W Krakowie był ze mną mój drugi 6-letni holsztyński Cerolido po Cero z matki po Candillo, bardzo dobrze skakał, trzy dni bez zrzutki. W domu mam jeszcze trzy młode konie, z którymi zaczynam pracę.
TS: Wygrana w konkursie Grand Prix to nie przypadek. Musiał Pan gdzieś zdobywać doświadczenie?
GF: Startuję od lat na różnych zawodach, ogólnopolskich i regionalnych. Spotkaliśmy się nawet parokrotnie na zawodach w Warce.
TS: O, dziękuję. To miłe, że mnie Pan pamięta.
GF: Nie ma za co - w zeszłym sezonie startowałem na kilku imprezach rangi ogólnopolskiej w Warce, Gajewnikach i Michałowicach, na których zajmowałem płatne miejsca oraz na zawodach CSI w Austrii, Słowacji gdzie też udało się zaliczyć kilka bezbłędnych przejazdów.
TS: A tegoroczne plany?
GF: Mam wspaniałego, już doświadczonego konia w odpowiednim wieku, który prezentuje doskonałą formę. Będziemy chcieli wystartować podobnie jak w zeszłym roku na kilku imprezach ogólnopolskich, a także mamy w planach starty w zawodach rangi CSI.
TS: I jako że ma Pan kwalifikację do MP, może udział w tej imprezie?
GF: To by było spełnienie marzeń – to trudne trzydniowe zmagania – ale zobaczymy. Wszystko w nogach Attachanta. Sezon pokaże, jaką formą będziemy dysponować.
TS: Proszę powiedzieć: jak rodzina odbiera Pana pasje?
GF: Mam w rodzinie bardzo duże wsparcie. Dzieci, mimo że nie jeżdżą konno, mocno mi kibicują i w miarę możliwości są ze mną podczas najważniejszych startów. Żona natomiast jeździ konno co prawda amatorsko, absolutnie mnie rozumie i wspiera, nie tylko podczas startów, ale także w codziennej pracy w domu.
TS: Czego mogę Panu życzyć w tym sezonie i na przyszłość?
GF: Spełnienia moich marzeń, kolejnych marzeń i oczywiście zdrowia dla mojej całej rodziny i koni…
TS: Dołączam przede wszystkim zdrowych koni i oraz powodzenia w realizacji marzeń. I dziękuję za wywiad. Myślę, że Pana osobista historia może stać się inspiracją dla innych, którzy rozpoczynają swoja przygodę z końmi.
GF: Dziękuję i również życzę zdrowia dla wszystkich.
Rozmawiał Maciej Włoczewski
FOTO: Joanna Kruk (na górze), Przeysław Antosz (z Grand Prix Michałowic) i ze zbiorów Grzegorza Faber