Logo tylkoskoki

Podium linz

Po dzisiejszej publikacji na stronie PZJ propozycji umowy trójstronnej na 2019 rok okazuje się że nasz felieton ze stycznia praktycznie jest nadal aktualny, a że nie wszyscy mogli go wtedy przeczytać udostępniamy go ponownie.

 

Kwalifikacja olimpijska 2019 roku to na dziś główne wyzwanie dla polskiego jeździectwa. Ambitny cel uzyskania prawa startu w Tokio można zrealizować tylko przy współpracy Związku, zawodników i właścicieli koni, z wzajemnym poszanowaniem potrzeb każdej w tych grup. Do napisania tego felietonu sprowokowała nas ostania publikacja zarządu PZJ, dotycząca propozycji trójstronnej umowy zawodnik/właściciel konia/Związek.

Nikogo czytającego nasz portal nie trzeba przekonywać, że jeździectwo ma swoją wyjątkową specyfikę, której nie da się porównać z żadną inną dyscypliną sportu. Wszystko przez konia, który jest żywym zwierzęciem, partnerem człowieka, „sprzętem sportowym” i towarem na sprzedaż w jednym. Jego przydatność do sportu wynika z: odziedziczonych predyspozycji, stopnia wytrenowania i wieku. Zmiana tej przydatności w czasie, a co za tym idzie zmiana wartości w czasie, jest do bólu klasycznym przykładem, znanego z teorii zarządzania, cyklem życia produktu. 

Koń skoczek, który staje się przedmiotem zainteresowania trenera kadry, ma co najmniej 7 lub 8 lat i za sobą udane starty w konkursach 145 cm. Wartość takiego rumaka w tym momencie to, licząc bardzo ostrożnie, co najmniej 100 000 euro. Jeździec senior to dziś w Polsce zawodowiec. Jakie on ma cele, potrzeby, motywacje? Jeśli zawodnik nie ma sponsora – pracodawcy (a tak jest w większości przypadków), który pozwala mu na stuprocentową realizację celów sportowych, to musi myśleć o utrzymaniu siebie, rodziny i swojego ośrodka. Jego praca to przede wszystkim trening koni. Biznes robiony na własną rękę lub przyjmowanie zleceń od innych właścicieli. Skąd ma przychody? Z nagród na zawodach (wierzcie nam Państwo, że tylko w nielicznych przypadkach są one wyższe niż koszty funkcjonowania w sporcie) i ze sprzedaży koni. Nic więc dziwnego, że jeśli jeździec nie będzie miał sponsora, który od A do Z pozwoli mu się skupić na sporcie, to będzie on też zawsze sprzedawcą koni.

Jest w Polsce kilku właścicieli koni, sponsorów zawodników, którzy pokochali ten sport i są jednocześnie na tyle zamożni, że ich nadrzędną motywacją do łożenia na jeździectwo jest satysfakcja z wyniku sportowego. Ale nie oszukujmy się, przy obecnym stanie polskiego jeździectwa i polskiej gospodarki, wielu właścicieli będzie chciało swoje konie sprzedać, a nawet jeśli tego nie chcą, mogą to zdanie zmienić, gdy pojawi się wyjątkowa okazja. Jakieś dziesięć lat temu Grzegorz Kubiak, nasz ostatni olimpijczyk w skokach (Ateny 2004), w wywiadzie dla miesięcznika Konie i Rumaki powiedział, że „Polska jest berajtrem Europy”. W tej kwestii nic się nie zmieniło, mało tego, Europa jest berajtrem Ameryki i krajów arabskich, bo z odpływem dobrych koni problem mają nawet takie jeździeckie potęgi jak Belgia, Holandia czy Niemcy. Na ostatnich IO w Rio srebrny medal zdobyła ekipa skoczków USA. Kent Farrington dosiadał konia holenderskiej  hodowli Voyeur, na którym do końca 2011 roku jeździł Leon Thijssen (parę gościliśmy nawet na CSI w Lesznie), McLain Ward dosiadał belgijskiej hodowli klaczy HH Azur, na której do 2014 roku startował Diego Perez Bilbao z Hiszpanii, z kolei Elizabeth Madden belgijskiego Cortesa 'C', na którym do 2010 roku startował Belg Gregory Wathelet. Wszystkie te konie, które mają na koncie też wiele innych sukcesów pod amerykańskimi jeźdźcami (Azur wygrała PŚ w 2017, a Cortes zdobył dwa brązowe medale MŚ w 2014), do poziomu 150 cm zostały doprowadzone przez jeźdźców z Europy i do USA sprzedane zostały w wieku 8 lub 9 lat. Belgia - potęga hodowlana i sportowa nie miała drużyny w Rio.

Team Jumping Medalists Gold France Silver USA Bronze Germany

Trzecia strona tej jeździeckiej układanki to Polski Związek Jeździecki, którego nadrzędnym celem w myśl statutu jest „Organizacja współzawodnictwa sportowego”. Dla Kadry Narodowej ma to być współzawodnictwo prowadzące do zdobywania laurów na najważniejszych imprezach na świecie: Igrzyskach Olimpijskich, Pucharze Świata, Mistrzostwach Świata, Mistrzostwach Europy, a w przypadku skoków przez przeszkody również Pucharach Narodów. Związek nie jest właścicielem koni, nie płaci też pensji czy stypendiów zawodnikom. Odnoszenie sukcesów na arenie międzynarodowej może się odbywać tylko w oparciu o jeźdźców oraz konie, a tak naprawdę w oparciu o właścicieli koni. Dlatego też potrzebny jest dialog pomiędzy tymi trzema stronami. Związek powinien rozmawiać ze wszystkimi i wspólnie określić nie tylko cele, ale i możliwości poszczególnych stron. Nie można lekceważyć nikogo, nawet tych, którzy otwarcie mówią o tym, że będą chcieli konia sprzedać.

Nie krytykujemy samego pomysłu wprowadzenia trójstronnych umów, ale uważamy, że najpierw należałoby skonsolidować grupę ludzi, którzy będą chcieli osiągnąć ten sam cel. A tym celem na dzisiaj mogłyby być Igrzyska Olimpijskie w Tokio. Ale uwaga, to cel bardzo, bardzo ambitny i uzależniony od celu pośredniego, jakim są kwalifikacje olimpijskie grup C, które odbędą się w 2019 roku. Na początku, trzeba by sporządzić szeroką listę: zawodników, koni, właścicieli/sponsorów (niekoniecznie tylko tych, którzy mają te konie na dzisiaj, może są tacy, którzy będą skłonni w nie zainwestować) i sprawdzić potencjalne możliwości wszystkich. Na bazie tych informacji, wiedząc na co i od kogo można liczyć, trzeba zbudować plan na rok 2018 i dalej już na 2019, aż do zawodów kwalifikacyjnych.

Pierwszy krok już został zrobiony. Podoba nam się wytyczony na przez trenera Mrugałę cel główny na 2018 rok, bo nie jest on zbyt wygórowany, a co za tym idzie realny do realizacji. Awans do finału Pucharu Narodów w Barcelonie - brzmi obiecująco. Jeśli uda nam się zająć jedno z pierwszych dwóch miejsc w II europejskiej dywizji Pucharu Narodów, będzie to sygnał, że możemy bardziej realnie myśleć o celu na rok 2019 i udanym starcie w kwalifikacjach olimpijskich. Choć trzeba pamiętać, że mobilizacja w grupie C na pewno będzie duża, czego przykładem jest budowany olimpijski team (celowo używam tego słowa, bo trudno tu mówić o reprezentacji) Izraela. Takich ekip może pojawić się więcej, bo dwa miejsca z grupy C są pokusą i przez wielu jeźdźców ze świata mogą być odbierane jako olimpijska szansa. Podobnych prób budowania ekip w oparciu o jeźdźców dotąd reprezentujących inne kraje mieliśmy już wiele - kiedyś Bułgaria, ostatnio Ukraina. Nie można zapominać też o silnych na dziś ekipach Czech i Węgier.

W drodze do finału dywizji 2018 roku Polacy muszą wystąpić w CSIO3* Drammen (10 – 13.05) i CSIO3* Uggerhalne (23-27.05). Aby zakwalifikować się do finału II dywizji, trzeba tam wysłać jak najlepsze składy, co może nie być łatwe, biorąc pod uwagę, że wyjazdy do dalekiej Skandynawii na nisko płatne trzygwiazdkowe CSIO do atrakcyjnych nie należą. Potem zapewne nasz pierwszy skład wystartuje w Pucharze Narodów w Sopocie. Może to być dobrym, bo trudnym, przetarciem przed zawodami w Budapeszcie. I tu pojawia się problem, bo węgierskie CSIO zaplanowane są na drugi weekend sierpnia. Tym samym, najważniejszy w sezonie Puchar Narodów (realizacja celu głównego) będzie miał miejsce pięć dni po mistrzostwach Polski. W takiej sytuacji już teraz trzeba założyć, że pięć najlepszych polskich par w tym roku nie powinno wziąć udziału w mistrzostwach, bo ich przełożenie na inny termin jest w tej chwili raczej niemożliwe.

Warto by też rozważyć inne zawody CSIO rozgrywanie w tym sezonie w dostępnych dla Polaków miejscach: CSIO4* Linz-Ebelsberg (AUT) 3-6.05, CSIO3* Herneacova (ROU) 31.05-3.06 i CSIO3* Samorin (SVK) 26-29.07. O ile o awans do finału musi walczyć pierwsza reprezentacja, to tu można by wypróbować inne pary z szerszego zaplecza, które potem mogą być potrzebne w budowaniu kadry na 2019 rok. Tak robią światowe potęgi jak: Niemcy, Francja czy USA, które w Pucharach Narodów startują w swoich dywizjach, a poza tym drugi, trzeci, a czasem i czwarty skład starają się wystawiać na innych CSIO, gdzie punktów nie zdobywają. Zdobywają za to coś równie wartościowego. Właśnie w Pucharze Narodów można przetrzeć się w walce o najwyższą stawkę, uczyć się odpowiedzialności za drużynę, a przy tym mieć możliwość skoczenia rowu z wodą, który na imprezach mistrzowskich często jest piętą achillesową polskich skoczków. 

Jeśli PZJ przyjąłby nasze założenie finansowania startów w Pucharach Narodów, to karanie za sprzedaż konia może się okazać zupełnie niepotrzebne. Dlaczego? Udział w takich zawodach jest bardzo obciążający dla koni, a możliwość sięgnięcia po wysokie premie finansowe praktycznie niewielka. W czwartek przejazd ma charakter treningowy. W piątek koń idzie trudny dwunawrotowy Puchar Narodów, po którym praktycznie nie powinien już startować w Grand Prix. Nagrody w samym Pucharze, nawet te za pierwsze miejsce, nie są duże (pomijając Akwizgran i Calgary). Jeśli dojdzie do tego daleka podróż w obu kierunkach (np. do Norwegii), to koń jest też wykluczony z udziału w innych zawodach na tydzień przed i tydzień po CSIO. Pokrycie przez PZJ kosztów startów w tym przypadku jest więc jak najbardziej uzasadnione. Nawet jeśli dany koń nie będzie brał udziału w realizacji celu głównego, to jego sukces w każdym Pucharze Narodów jest wart zainwestowanych przez PZJ środków ministerialnych i nie trzeba obawiać się odpowiedzialności za pieniądze podatnika. Ten pojedynczy sukces może przyczynić się do realizacji celu głównego całej reprezentacji i do tego może pomóc zawodnikowi w zdobyciu doświadczenia, które kiedyś zaprocentuje na mistrzowskiej imprezie. Oczywiście realizacja celów długofalowych powinna opierać się o zdrowe i sformalizowane zasady.

„Zwrócenie wydatkowanych podczas realizacji Sportowego Planu Głównego środków na zawodnika i konia na skutek sprzedania konia, czy też nie uzasadnionej rezygnacji z realizacji sportowego planu jest naturalną konsekwencją takiej sytuacji. Naturalne jest też to, że po Starcie Głównym przewidzianym Sportowym Planem Głównym sprzedaż konia nie jest obarczona, żadnymi konsekwencjami, a koń zapewne zyska na wartości, gdy z powodzeniem osiągnie założone zadania wynikowe.” Czytamy w uzasadnieniu Zarządu do proponowanej umowy. Można po części zgodzić się z tym uzasadnieniem, jeśli dotyczy ono tylko zwrotu kosztów. Gorzej, jeśli do tego dochodzi jeszcze kara. Trzeba pamiętać, że koń z jednej strony może zyskać na wartości, ale może poprzez kontuzję taką wartość zupełnie utracić. Ryzyko tej utraty wartości w całości bierze na siebie właściciel konia.

PZJ poza przysłowiowym „kijem” musi znaleźć również „marchewkę”, która zachęci jak największą grupę właścicieli do udziału w realizacji olimpijskich marzeń. Tu z jednej strony potrzebne są konkretne finansowe deklaracje ze strony Związku, z drugiej budowanie pozytywnej atmosfery wokół narodowego teamu, w którym udział będzie nobilitacją zarówno dla zawodników, ich sponsorów, jak i właścicieli koni. Dobrym przykładem jest tutaj Holandia. Przy nazwach najlepszych kadrowych koni pojawia się skrót „N.O.P.”, w tłumaczeniu, ten skrót oznacza „Holenderskie Konie Olimpijskie”, które przed Igrzyskami, aby utrzymać je w reprezentacji Holandii, są finansowane nie tylko pod kątem startów, ale i przygotowań. Gdyby udało nam się zakwalifikować na Igrzyska w Tokio, to program taki, a co za tym idzie i umowy, będą konieczne. W końcu, w okresie przedolimpijskim, ceny koni na światowych rynkach są najwyższe.

Fot. FEI (polska ekipa po zwycięstwie w Pucharze Narodów w Linzu w 2016 roku oraz medaliści drużynowi IO w Rio - od lewej: USA, Francja, Niemcy)


W tym tygodniu

  • CSI5* Wellington 
    26-31.03.2024
           
  • CSI3* Arezzo ITA
    26-31.03.2024
           

Ranking PZJ (29.02.2024)

1. Tomasz Miśkiewicz 2973
2. Adam Grzegorzewski 2879
3. Jarosław Skrzyczyński 2571
4. Dawid Kubiak 2234
5. Przemysław Konopacki 1553
6. Marek Wacławik 1442
7. Michał Kaźmierczak 1429
8. Marek Lewicki 1277
9. Andrzej Opłatek 1260
10. Mściwoj Kiecoń 1237
  CAŁY RANKING  

Polacy w rankingu FEI (29.02.2024)

186 Adam Grzegorzewski 1070
195 Tomasz Miśkiewicz 1030
203 Jarosław Skrzyczyński  1000