Logo tylkoskoki

wojcianiec dekoracja

Dla Wojciecha Wojciańca ostatnie miesiące są prawdziwym przełomem w karierze i spełnieniem marzeń. Wraz z ogierem Naccord Melloni osiągają kolejne sukcesy, zajmując czołowe lokaty konkursów zaliczanych do światowego rankingu i międzynarodowych Grand Prix. Ostatnio zaprezentował świetną formę podczas CSI3* Cavailada w Warszawie, gdzie wywalczył drugie miejsce w Grand Prix 155 cm zaliczanym do Pucharu Świata, a kilka dni wcześniej wygrał konkurs dużej rundy. W styczniu 2018 roku, po raz pierwszy w swojej karierze, Wojciech wraz z Naccord Melloni wygrał międzynarodowe Grand Prix. Było to podczas CSI2* w Neustadt Dosse.

Autor: Karina Olszewska

"Aż do tego weekendu w ogóle nie znałem Wojciecha – tym lepiej znam go teraz. Trzeba teraz na nich uważać – i na konia, i na jeźdźca" powiedział dla portalu st-georg.de o polskiej parze znany niemiecki jeździec Mario Stevens -  "I koń, i jeździec byli dziś nie do pobicia." Podobnego zdania był też Denis Nielsen: „Zwycięzca był dziś klasą w sobie, nikt nie mógł mu zagrozić.“

Ich co raz lepsze wyniki wskazują na to, że to właśnie o nich będzie głośno w nadchodzącym sezonie otwartym. Podstawowymi końmi Wojciecha są wspomniany już Naccord, Cassio Melloni, który po drobnej kontuzji niebawem wróci na parkury, i Chintablue, znany przede wszystkim z trzykrotnie wygranej Potęgi Skoku. Ze wszystkimi końmi Wojciech pracuje od wielu lat.

PotegaSkoku

"Znam je bardzo dobrze, a one znają mnie. Najważniejszą dla mnie kwestią jest wzajemne zaufanie. Teraz mogę pozwolić sobie na więcej - czy to urwać foulę czy odbić się z daleka. Dorosły mentalnie i ufają mi, że jeśli zrobią to, o co je proszę, to nic im się nie stanie. Wypracowanie takiego kontaktu jest efektem wielu lat wspólnej pracy. Oczywiście, z jednym koniem zajmuje to trochę mniej czasu, z drugim więcej. - Chintablue, który z pozoru jest miśkiem i w boksie jest przesympatyczny, na parkurze pokazuje pazur. Czasem ciężko go wyhamować i przytrzymać. Jest chętny do skoków i niesamowicie dzielny. U niego to zaufanie przyszło szybciej. On po prostu się nie zastanawia, tylko chce się znaleźć po drugiej stronie przeszkody. Ma potężny zasób siły. Pokazał to już wielokrotnie w Potędze Skoku, gdzie razem pokonaliśmy mur 215 cm. Z Naccordem pracowało mi się trochę trudniej. Zawsze był silny w pysku i były problemy z jego prowadzeniem, szczególnie jak zaczął chodzić duże konkursy. On zawsze chciał zrobić coś po swojemu i czasem był aż zbyt ambitny. Przez ostatni czas pracowaliśmy nad porozumieniem i widzę, że dojrzał psychicznie, jest bardziej stabilny. Efekty tego widać po wynikach. " - mówi Wojcianiec.

Ostatni rok był przełomowy w karierze Wojciecha Wojciańca. Jednak tak naprawdę te dwa perspektywiczne konie nie miałyby okazji tak się sprawdzić, gdyby nie drobna kontuzja Cassio, na którym w kwietniu zajął trzecie miejsce w Grand Prix CSI4* w San Giovanni.

W Wojcianiec

Wtedy właśnie 8-letnie konie musiały zastąpić tego podstawowego. Największym startem zeszłego sezonu były Puchary Narodów. To w Drammen, po raz pierwszy w takich zawodach, wystartował Naccord Melloni. Jak wspomina Wojtek, do tego przygotowywał Chintablue, jednak ten rozchorował się w transporcie i Naccord musiał go zastąpić. - "On jest bardzo ambitny i wysokość przeszkód go nie przytłoczyła, a zmobilizowała. Taki wymagający start sprawił, że otworzył się na większe parkury i dał mu pewność siebie. Potem, też po raz pierwszy, wystartował w czterogwiazdkowym Grand Prix w Poznaniu, gdzie miał tylko jeden błąd. Bardzo mnie cieszy, że mam to zaplecze w postaci świetnych koni."

2654 0065

To zaplecze zapewnia mu współpraca z Melloni Horses, która rozpoczęła się sześć lat temu. Wyhodowany przez Grzegorza Mieleńczuka koń Nitrox jako 4-latek trafił w trening do Wojciecha. Potem pojawiły się kolejne konie, aż w końcu zapadła decyzja o zakupie stajni, założeniu klubu. Dziś tych koni jest już ponad 90. - Grzegorz pasjonuje się hodowlą koni. Stąd mamy mnóstwo przyszłościowych, młodych wierzchowców. W treningu mamy około 20 koni. Jestem nie tylko jeźdźcem, ale i sportowcem, kierowcą, a do tego prowadzę cały ośrodek. Współpraca z Grzegorzem układa się bardzo dobrze. Raczej sam ustalam plany startowe każdego konia. On daje mi wolną rękę, bo wie, że najlepiej znam dyspozycję każdego konia w stajni. Najważniejsza dla mnie jest stabilizacja i zaufanie, które daje mi Grzegorz. Chodzi tu o stabilizację pracy jednej osoby z danym koniem i jego właścicielem. Mogę przez kilka lat trenować w spokoju z koniem i nie muszę się martwić, że on nagle zostanie sprzedany. Taka praca procentuje dobrymi wynikami."

Stajnia Melloni Horses to zgrany zespół pracowników, zaczynając od stajennych, po luzaków i jeźdźców. Jak mówi Wojtek, niełatwo jest znaleźć dobrego pracownika, dlatego cieszy go, że udało mu się stworzyć fajną ekipę do pracy. Praca z końmi rozpoczyna się od selekcji 3-latków. Następnie trafiają do Oksany, która zajmuje się pierwszym lonżowaniem młodych koni i ich zajeżdżaniem. Ma ona świetną rękę i bezstresowo przygotowuje konie do dalszej pracy. Potem przejmuje je Tomasz Gogołek i przygotowuje do pierwszych startów czy takich imprez jak czempionaty młodych koni. Wojtek dostaje pod swoje ręce konie bardziej ułożone. Ma już w treningu sporo starszych wierzchowców, dlatego ilość koni musi być w jakiś sposób ograniczona. Dodatkowo ma kilka prywatnych, młodych koni, które mają być jego zabezpieczeniem na przyszłość. Cel takiej pracy jest prosty. Każdy koń musi się rozwijać. - Wiadomo, jak drogi jest to sport, dlatego czasami musimy sprzedać też dobrego konia. Musi być w końcu jakiś zwrot kosztów inwestycji, szczególnie jeśli robi się to na taką skalę.

Od kilku lat trenerem Wojciecha jest Jan Vinckier. Jak sam mówi, efekty ich pracy widać po wynikach. - Bardzo chwalę sobie kontakt z Janem. Jest to osoba, z którą można o wszystkim porozmawiać, dużo dyskutujemy, jak można coś poprawić, co trzeba zrobić. Oglądamy przejazdy i rozmawiamy o błędach. Bardzo sobie to cenię i uważam, że też dzięki niemu jesteśmy z końmi w takim miejscu, a nie innym.

Wojcianiec i Vinckier

Droga, którą przebył Wojciech, by trafić do Grzegorza Mieleńczuka, była dosyć długa. Pierwsze starty na zawodach rozpoczął dopiero w wieku 15 lat. Razem z kuzynem, jako juniorzy zaczęli jeździć w pierwszym prywatnym klubie w Polsce. Turbud Brzeg należał do Zbigniewa Szumlakowskiego i Zbigniewa Łosia - pasjonatów jeździectwa. Do nich należały konie, na których członkowie klubu mogli startować.

- W Turbudzie trenował mnie Wojtek Dąbrowski i Zbyszek Ciesielski. Przez okres juniorski prowadził mnie Tomek Klein. Mieliśmy kilka koni klubowych, na których jeździliśmy konkursy do 130 cm z niezłymi wynikami. Bardzo dobrze wspominam ten czas. Nauczyłem się przede wszystkim samodzielności i tego, że w tym sporcie najważniejsza jest ciężka praca. Nie wystarczy sam talent.

Z Brzegu, Wojciech trafił do Zenona Faryseja i tam spędził następnych kilka lat. Wtedy zaczął startować w większych konkursach i na zawodach międzynarodowych. Po raz pierwszy wygrał też Grand Prix na zawodach ogólnopolskich. Jako dwudziestolatek nie miał stałego trenera, a konie, które miał w treningu, cały czas się zmieniały. - Zawsze jeździłem na koniach, które należały do kogoś, bo nie było mnie stać na to, by samemu kupić i utrzymać konia. Sam musiałem się wprowadzić w duży sport i wypracować to, co potrafię. Cały czas szukałem swojego miejsca. Przez kilka lat nawet prowadziłem samodzielnie wydzierżawioną stajnię. Jednak problemy ze znalezieniem odpowiednich pracowników spowodowały, że zrezygnowałem z tego pomysłu. Mimo że tyle ludzi obecnie jeździ konno, to ciężko znaleźć kogoś godnego zaufania.

Obecnie, razem z żoną i dwójką dzieci, Wojtek mieszka w Szczecinie. Do pracy ma 20 km. Dzień zaczyna od filiżanki kawy, a w stajni jest już o ósmej rano. Żona prowadzi własną firmę, ale też pomaga w pracach biurowych związanych ze stajnią. - Jestem jej bardzo wdzięczny, że ma do tego cierpliwość. Pracuję siedem dni w tygodniu, często wyjeżdżam na zawody. To nie biuro, które można zamknąć w każdej chwili.

Jego filozofia pracy z końmi brzmi „wszystko w swoim czasie”. - Do koni należy podchodzić indywidualnie i jeśli zrobi się coś za szybko, to można zepsuć całą pracę. Koń musi być gotowy do pewnych rzeczy. Nie da się przeskoczyć kilku schodów na raz, bo szybko można z nich spaść.

kaźmierczak mrugala Wojcianiec

Teraz Wojciech z końmi mają zasłużony odpoczynek, a potem wyruszają na dwa tygodnie do Arezzo na zawody trzygwiazdkowe i czterogwiazdkowe. Najważniejszym punktem nadchodzącego sezonu są dla Wojciecha dwa starty w Pucharze Narodów. - Nasza drużyna będzie walczyć o awans do superligi, dlatego te starty są dla nas tak istotne. Jeśli wygramy finał naszej dywizji w Budapeszcie, to dostaniemy się do finału Pucharu Narodów w Barcelonie.

Fot. Asia Bręklewicz, Dominika Tatoń, Tomas Holcbecher


W tym tygodniu

  • ZO Biały Las POL
    19-21.04.2024
           
  • CSI3* Linz AUT
    18-21.04.2024
           
  • CSI3* Oliva ESP
    17-21.04.2024
           
  • CSI3* Nancy FRA
    18-21.04.2024
           
  • ZO Biskupiec POL
    19-21.04.2024
           
  • Finał Pucharu Świata Riyadh KSA
    17-20.04.2024
           

Ranking PZJ (31.03.2024)

1. Adam Grzegorzewski 3015
2. Tomasz Miśkiewicz 2858
3. Jarosław Skrzyczyński 2309
4. Dawid Kubiak 2199
5. Przemysław Konopacki 1624
6. Michał Kaźmierczak 1552
7. Marek Wacławik 1382
8. Marek Lewicki 1240
9. Mściwoj Kiecoń 1228
10. Michał Tyszko 1203
  CAŁY RANKING  

Polacy w rankingu FEI (31.03.2024)

171 Adam Grzegorzewski 1070
214 Jarosław Skrzyczyński  1030
220 Tomasz Miśkiewicz 1000